Wejście Finlandii i (zapewne) Szwecji do NATO należy zaliczyć do niewątpliwych sukcesów agresywnej polityki Władimira Putina. Szwecja jak Szwecja, ostatnią wojnę toczyła jeszcze z Napoleonem, a ambicji atakowania sąsiadów wyzbyła się niemal trzy wieki temu. Ale z Finlandią sprawa jest gorsza, bo nieco ponad wiek temu wchodziła w skład Imperium Rosyjskiego, więc zgodnie z doktryną kremlowskiego władcy w gruncie rzeczy znowu powinna znaleźć się w jego granicach. A jeśli nawet łaskawie uzna, że Finowie mogą zachować niepodległość, to z pewnością nie mają prawa uczestniczyć w żadnych sojuszach militarnych – bo takiego zobowiązania zażądał od nich w roku 1944 Józef Stalin w zamian za możliwość wycofania się z niewielkimi stratami z sojuszu z Hitlerem.
Oczywiście wystarczy, że na Kremlu spojrzą na mapę, żeby wzruszyć ramionami – a co za znaczenie ma przystąpienie do NATO dwóch nordyckich karzełków, których łączna ludność jest 10 razy, a powierzchnia 20 razy mniejsza od Rosji. Sprawy wyglądają nieco inaczej, jeśli przyjrzeć się ich potencjałowi gospodarczemu i militarnemu, bo łączny PKB Szwecji i Finlandii odpowiada (w zależności od sposobu pomiaru) od 20 do 40 proc. Rosji, zaawansowanie technologiczne jest niezwykle wysokie, a armie (choć przygotowywane od dziesięcioleci do obrony, a nie ataku na sąsiadów) dobrze wyszkolone i wyposażone.
Mimo ogromnych zasobów Rosji, w porównaniu z NATO to jednak raczej ona jest gospodarczym karłem. Zsumowany PKB krajów NATO jest od 12 do 22 razy większy niż PKB Rosji. Różnice w wyliczeniach biorą się z tego, czy używamy bieżących kursów walut, czy też parytetu siły nabywczej, uwzględniającego niższy poziom cen w Rosji (wtedy rosyjski PKB wychodzi wyżej). Mimo ogromnego wysiłku finansowego Moskwy jej wydatki zbrojeniowe są od 8 do 14 razy niższe od zsumowanych wydatków krajów NATO (ponownie, wynik zależy od tego, czy uwzględniamy bieżące kursy walut, czy ich siłę nabywczą – upraszczając, można przyjąć, że prawda leży pośrodku pomiędzy obu tymi liczbami).
Skoro różnica w wydatkach militarnych pomiędzy NATO a Rosją jest tak ogromna, jakim cudem zachowuje ona status wojskowego supermocarstwa? No cóż, po pierwsze zawdzięcza to skoncentrowaniu środków, w odróżnieniu od znacznego rozproszenia wydatków NATO. Po drugie, wiele rzeczy kupuje znacznie taniej, w tym przede wszystkim kosztujące nędzne kopiejki życie i zdrowie swoich żołnierzy (zwłaszcza poborowych, skuszonych wizją łupów, które można ukraść z najechanego kraju). Po trzecie, większość swojego sprzętu produkuje u siebie, co jest tańsze od zakupów za granicą. I po czwarte, może liczyć na cichych sojuszników, dostarczających potrzebne technologie (zwłaszcza Chiny).
Lecz są i „ale”. Agresywna polityka Rosji mobilizuje NATO do skoncentrowania środków do skutecznej obrony. Życie rosyjskich poborowych kosztuje mało, ale ich wartość bojowa również nie wydaje się wysoka. Rosyjskie możliwości produkcji zaawansowanego technologicznie sprzętu są ograniczone (o czym świadczą awaryjne zakupy irańskich dronów), a jakość uzbrojenia, mimo propagandowej reklamy, wyraźnie odbiega od standardów zachodnich. No a Chiny udzielają pomocy, ale wystawią za to słony rachunek.