Skutkiem zbrodniczej napaści Rosji na Ukrainę są potężne turbulencje na światowych rynkach żywności. Także w Polsce. Z miejsca wywołała ona szalone podwyżki i tak już wysokich cen, zagrożenie głodem, zwłaszcza w krajach Afryki.
Wznowienie eksportu ukraińskiej żywności i liczne ułatwienia z tym związane przyczyniły się do przeceny części produktów rolnych na giełdach światowych. Zyskał budżet pogrążonej w wojnie Ukrainy, a produkowana tam żywność, tranzytem przez Europę, miała trafiać do krajów biedniejszych. Brak nadzoru nad przewozem i puszczenie go „na żywioł” sprawiły, że duża jej część wylądowała na rynku unijnym, w znaczącej części w Polsce, zbijając lokalne ceny i podważając opłacalność rodzimej produkcji. To popchnęło rolników do protestów. Pod ich presją władze próbują teraz naprawiać sytuację.
Rząd i Sejm pracują nad rozwiązaniami, które mają ułatwić życie rolnikom. Ma więc nastąpić zwiększenie dopłat do paliwa rolniczego z dzisiejszych 1,20 zł do nawet 2 zł za litr (jeśli na taki poziom zgodzi się Komisja Europejska). Do tego dochodzi ułatwienie procesu budowlanego na wsi – zniesienie formalności ma pomóc szybko budować magazyny na zboże. Utworzony ma być Fundusz Ochrony Rolnictwa, za którego pośrednictwem producenci rolni będą mogli otrzymać rekompensatę za niezapłacone dostawy.
„Rząd PiS jest reprezentantem wsi. Na dobre i na złe jesteśmy z polskimi rolnikami. W przeciwieństwie do naszych poprzedników politycznych, gdy pojawia się kryzys, działamy i wprowadzamy konkretne rozwiązania” – ogłosił premier Mateusz Morawiecki. Problem w tym, że jego rząd rozwiązuje kryzysy, które sam wywołuje. I robi to przyciśnięty protestami. Słusznie pytają politycy opozycji, gdzie był rząd, gdy już latem zeszłego roku alarmowali, że nad polskie rolnictwo nadciągają czarne chmury? Dlaczego nie zadbał o kontrolę tranzytu ukraińskiej żywności? Dlaczego dopuścił do jej niekontrolowanego rozlania się po Polsce?
Program naprawczy będzie kosztowny. Zapłacą zań, a jakże, podatnicy. To kolejny pożar, który rząd PiS gasi pieniędzmi. Jest mistrzem w zasypywaniu w ten sposób problemów. Zamiast rozwiązań systemowych, wypracowanych z ekspertami i zainteresowanymi, sypie złotówki. Te bierze oczywiście od podatników. Po czym z dumą ogłasza, że im pomógł, ocalił ich. O tym, że przy okazji tworzy nowe problemy, które nas drogo kosztują (inflacja), oczywiście nie wspomina. Ile jeszcze razy podatnicy/wyborcy będą się na to nabierać?