Wachlarz wygłoszonych poglądów był dość szeroki. Uśmiechnięty premier ogłosił, że „ma dla nas dobre wiadomości”: już wkrótce inflacja potężnie spadnie i będzie dalej spadać. Nieco modyfikując swą słynną wypowiedź z lata 2020 na temat epidemii Covid-19: inflacja już nie jest groźna, nie trzeba się jej bać! Z kolei prezydent zaskoczył dość krytycznym i rewolucyjnym, z punktu widzenia rządzących, stwierdzeniem, że za inflację nie odpowiada jednak wyłącznie Putin, ale jest ona również skutkiem „działań, które podejmowaliśmy w Polsce”. Ale całą sprawę podsumował prezes, mówiąc, że w gospodarce rząd odniósł same oszałamiające sukcesy i tylko z inflacją „nie daliśmy sobie rady”. Innymi słowy, jak w starym, lecz dość ponurym żarcie: operacja się udała, tylko pacjent umarł.
Jutro GUS poda wstępne dane o kwietniowej inflacji. Nie mam wątpliwości, że będzie niższa niż poprzednio: z ponad 18 proc. w lutym obniży się zapewne w okolice 15 proc. Premier będzie triumfować, a prezes Glapiński powtórzy swoją prognozę, że do końca tego roku nie będzie już przekraczać 6–7 proc., a w kolejnym spadnie do 3–4 proc. Problem z inflacją jest jednak zupełnie inny. To, że stopa inflacji mierzona w skali 12 miesięcy się obniża, i prawdopodobnie będzie się obniżać jeszcze przez kilka miesięcy, wynika głównie z faktu, że wygasł czynnik zewnętrzny pchający ceny do góry. Benzyna kosztuje dziś tyle samo, co w kwietniu 2022 r. Zresztą nic dziwnego, skoro ceny ropy naftowej na świecie są dziś o 25 proc. niższe niż przed rokiem. Ciekawić może raczej fakt, dlaczego u nas cena benzyny na stacjach pozostała bez zmian, skoro w Niemczech spadła w rok o 20 proc. (o to należałoby raczej pytać przedstawicieli Orlenu, a jeszcze lepiej jego państwowego właściciela). Co jeszcze ciekawsze, Polska jest jedynym krajem Unii Europejskiej, które nie wprowadziło opodatkowania nadzwyczajnych zysków koncernów paliwowych). Gdyby ceny benzyny spadły o 20 proc. i u nas, inflacja byłaby dziś o co najmniej 2 pkt proc. niższa.
Głównym problemem nie jest jednak to, czy w ciągu najbliższych miesięcy stopa inflacji się obniży. Oczywiście, że tak, bo jest to zjawisko występujące w całej Europie, niezależne od prowadzonej w Polsce polityki finansowej. Problem w tym, do jakiego poziomu się obniży. Przy skutecznej i wiarygodnej polityce pieniężnej, wspieranej przez odpowiedzialną politykę finansową rządu, po wygaśnięciu wzrostu światowych cen energii i żywności, inflacja w ciągu roku, dwóch lat powinna spaść do poziomu 3–4 proc. (jak np. oczekują firmy i konsumenci w Niemczech). W Polsce mamy jednak stały wzrost inflacji bazowej, czyli liczonej po wyeliminowaniu zależnych od sytuacji światowej cen energii i żywności (a więc wynikającej głównie z polskiej polityki gospodarczej). Mamy też utrzymujące się wysokie oczekiwania inflacyjne (mniej niż połowa konsumentów oczekuje, że inflacja w ciągu najbliższego roku znacząco spadnie). No i mamy stały nacisk na wzrost nominalnych płac (rosną w tempie 12–14 proc.). Wszystko to sugeruje, że inflacja w Polsce spadnie, ale do poziomu około 10 proc. I na takim poziomie utrzyma się być może na długie lata.
2 lipca 2020 pan premier zapewnił nas, że „covid jest w odwrocie, już nie musimy się go bać. Wszyscy, zwłaszcza seniorzy, mogą iść na wybory”. W ciągu kolejnych 12 miesięcy na covid zmarło w Polsce co najmniej 75 tys. ludzi. Ciekawe, jak to będzie z inflacją.