W kinie wiele zależy od oferty: jeśli zanosi się na rok hitów, pełen kontynuacji międzynarodowych blockbusterów, operatorzy zacierają ręce i śpią spokojnie. Gdy oferta jest mniej bogata w obiecujące polskie komedie, prognozują ostrożnie. Teraz liczą na dobry rok, choć o rekordach pewno nie ma co marzyć.

Głównie dlatego, że niezbadana jest dziś skala konsekwencji, jakie dotkną kinowych sal, gdy naród tłumnie zostanie w domach, by śledzić poczynania polskiej reprezentacji piłkarskiej walczącej o wyjście z grupy w czasie Euro 2016 albo doniesienia z Rio de Janeiro podczas letnich igrzysk olimpijskich.

Dotychczas, nawet tymczasowo, dołka pod kinami nie udało się wykopać ani kinom domowym, ani serwisom z wideo na żądanie operatorów kablówek czy platform satelitarnych, ani wygodnym w użyciu serwisom w rodzaju Ipli, Playera czy Cinemana. Ba, nic nie wskazuje na to, by miało się to udać także Netflixowi, na którego nadejście do Europy czekały rzesze fanów amerykańskich seriali.

Jest jednak spora różnica między pozbawionym kinowych nowości serwisem z wideo na żądanie, choćby i najlepiej zaopatrzonym programowo, a wielkim wydarzeniem sportowym dziejącym się „tu i teraz", na którego wspólne oglądanie wyciąga z domu ekipa znajomych. Telewizje już dawno podzieliły się w takich trudnych latach rolami – jedne (Polsat i TVP) stawiają na przyciąganie kibiców, inne (TVN) przeczekują czas sportowych euforii, stawiając na programowe wspieranie widzów odpornych na piłkarskie i olimpijskie emocje. Jak zakończy się wielka rozgrywka w typie „Batman vs. Superman" między kinami i sportem, zobaczymy już latem.