Krajowy Plan Odbudowy, skrojony pod wychodzenie z pandemii, odblokowany zostanie u nas z ogromnym opóźnieniem, ale paradoksalnie to nie jest tragedia. Z samą pandemią polska gospodarka dała sobie radę zaskakująco dobrze, a deszcz euro może spaść na nią akurat wtedy, gdy stanie się bardziej potrzebny, bo dały o sobie znać problemy wynikające z błędów w polityce gospodarczej popełnione przez rządzących. Tempo wzrostu PKB maleje, co przy nadal dramatycznie wysokiej inflacji grozi popadnięciem kraju w stagflację.

W pozytywnym scenariuszu, KPO długoterminowo wesprze inwestycje. Od zazielenienia energetyki po cyfryzację czy służbę zdrowia. Najszybciej jednak powinniśmy zobaczyć zmniejszenie rentowności polskiego długu (bo rząd będzie mógł mniej pożyczać), a przede wszystkim wzmocnienie złotego wobec walut obcych. To zaś będzie miało efekt antyinflacyjny (zmniejszy się koszt importu). Perspektywa napływu 23,9 mld euro dotacji i 11,5 mld euro pożyczek oznacza bowiem konieczność wymiany tej masy pieniędzy na złote, co zwiększy popyt na pieniądz krajowy i wzmocni jego notowania.

Rynek zwykle antycypuje takie wydarzenia i powinien już zareagować, zwłaszcza że pierwsze pieniądze z KPO – ok. 4,2 mld euro – miałyby napłynąć już w pierwszych miesiącach nowego roku. Ale nie zareagował, złoty zyskał w środę do euro ledwo 1 grosz. A to oznacza, że inwestorzy uwierzą w zielone światło dla PKO dopiero, gdy uchwalając zapowiadane ustawy, ekipa Zjednoczonej Prawicy rzeczywiście wywiąże się z obietnic wyprostowania ścieżek wymiaru sprawiedliwości poplątanych przez Zbigniewa Ziobrę czy skasowania wprowadzonego w 2016 r. embarga na budowę lądowych farm wiatrowych.

Czytaj więcej

PiS chce szybko przyjąć ustawę, która uwolni fundusze z KPO. Prawnicy mają wątpliwości