Łukasz Tokarski: W Norwegii poprzeczka jest wyżej

W Oslo rozdano nagrody i wyróżnienia w szóstej edycji konkursu „Wybitny Polak" w Norwegii. W kategorii „Biznes" Komitet Ekspertów docenił Łukasza Tokarskiego z firmy Skanska. Zapytaliśmy go o karierę, specyfikę pracy w Skandynawii i receptę na sukces.

Publikacja: 17.04.2016 10:20

Łukasz Tokarski: W Norwegii poprzeczka jest wyżej

Foto: Archiwum

Kiedy i w jakich okolicznościach przyjechałeś do Norwegii?

Łukasz Tokarski: W 2007 roku ukończyłem studia na Politechnice Krakowskiej i wyjechałem do Norwegii, by rozpocząć moją inżynierską przygodę. Norwegia była i jest krajem szybkiego rozwoju,szczególnie w mojej branży, a ja dodatkowo chciałem zdobyć międzynarodowe doświadczenie. Początkowo miałem wyjechać do USA, ale Norwegia leży dużo bliżej Polski, zatem wybór padł na nią. Dodatkowo pomyślałem, że jeżeli poradzę sobie tam, to w innych krajach powinno być podobnie. Podjąłem wyzwanie, spakowałem walizkę i otworzyłem nowy rozdział życia. Rozpocząłem wszystko od zera.

Jak wyglądała twoja kariera nad fiordami?

Wszystko zaczęło się w jednej z największych firm budowlanych w Norwegii – HENT - kiedy objąłem stanowisko inżyniera projektu. Trafiłem na projekt domu spokojnej starości w gminie Barum o wartości 250 mln koron norweskich. Całe przedsięwzięcie zostało przeprowadzone z sukcesem, inwestor był usatysfakcjonowany. Zostałem dostrzeżony i szef przekazał mi, że zostałem przeniesiony do głównego biura.

Zaliczyłeś pierwszy test?

Można tak powiedzieć. Potem rozpocząłem batalię o kontrakty dla firmy. Przez dwa lata wałczyłem o przetargi kalkulując projekty za 1,3 mld NOK. Wygrałem trzy ważne kontrakty o całkowitej wartości 565 mln, co dało rekordowy hitrate 43%. W ten sposób rozpocząłem przygodę z biznesem przez duże „B" na rynku norweskim. Negocjowałem i podpisywałem umowy z podwykonawcami, ale konkurencja nie spała. Wkrótce musiałem szukać nowych partnerów na rynku zagranicznym. Gdy rozpoczynałem tworzenie działu międzynarodowego, skontaktował się ze mną jeden z największych graczy na rynku światowym, firma Skanska. Było to w 2010 roku, miąłem wtedy 27 lat. I tak zostałem specjalistą ds. kontraktów międzynarodowych w Skanska.

Brzmi jak zadanie wymagające wielu podróży, powitań i pożegnań.

Przez trzy lata przemierzałem Europę odbywając kilkaset podroży samolotowych i spotykając setki, może tysiące przedsiębiorców z prawie każdego zakątka kontynentu. W tym czasie audytowałem,negocjowałem oraz kontraktowałem firmy na nasze projekty. Współpracowałem z kolegami z oddziałów w Szwecji, Polsce oraz Finlandii. Tworzyłem także procedury wewnętrzne, które miały na celu ułatwić firmie handel międzynarodowy i komunikację biznesową na linii Norwegia – reszta świata.

Każdy specjalista z tej dziedziny ma swoje sposoby na nawiązywanie kontaktów w konkretnych branżach. Czy zdradzisz jeden ze swoich?

Szkoliłem przedsiębiorców pro publico bono dając wykłady biznesowe na licznych konferencjach. Zaowocowało to wieloma kontraktami i oszczędnościami dla firmy liczonymi w setkach milionów koron.

Jednym z twoich sukcesów docenionym przez kapitułę konkursu „Wybitny Polak" w Norwegii jest fakt, iż zostałeś pierwszym w Norwegii Polakiem nominowanym na stanowisko w dziale zajmującym się inwestowaniem i realizacją nieruchomości komercyjnych na dużą skalę. Pamiętasz tamten awans?

Oczywiście, to był dla mnie ważny dzień, nie mam powodu tego ukrywać. Po 3,5 roku biznesowej działalności otrzymałem nominację do upatrzonego działu, co było moim marzeniem od czasu studiów. Miałem 31 lat i czułem się prawdziwie spełniony.

Powiedz, czy twoim zdaniem Polakowi jest się trudno wybić w Norwegii? Co mu pomaga, a co przeszkadza?

Myślę, że narodowość nie ma żadnego znaczenia. Norwegia, jak każdy inny kraj na świecie, ma swoje reguły gry. Trzeba się ich nauczyć, przestrzegać i grać fair play, wtedy wszystko pójdzie gładko.

Pamiętasz, kim chciałeś zostać, gdy byłeś dzieckiem?

To pytanie przypomniało mi pewną sytuację z czasów przedszkolnych. Odwiedzaliśmy jednostkę straży pożarnej. Strażacy prezentowali swoje umiejętności wspinania się na budynki, gaszenia pożarów, swoje stroje przeciwpożarowe, maski gazowe i inne atrybuty. To było faktycznie imponujące, zrobiło na nas silne wrażenie.Jednak gdy na koniec zapytano nas, kto chciałby zostać strażakiem, to wszyscy koledzy podnieśli ręce do góry, krzycząc głośno „JAAAAA!", tylko ja stałem osamotniony z opuszczonymi rękami. Bo ja, pamiętam to jak dziś,chciałem wtedy zostać „biznesmenem".

A jak wyobrażałeś sobie swoją przyszłą pracę będąc na studiach? Czy rzeczywistość pokryła się z tamtymi założeniami?

Na studiach miałem dużo pomysłów, nie tylko związanych z moją branżą, co z resztą do dziś mi pozostało. Nigdy nie mam w sobie stanu typu constans. Świat dzięki technologii jest dziś o wiele łatwiejszy do przemierzania, wymiana informacji jest na klikniecie ikony na telefonie komórkowym. Weszliśmy w erę informatyczną. Wymaga to zupełnie innego spojrzenia na rzeczywistość niż choćby w czasach studenckich, nie mówiąc już o czasach moich rodziców. Jeżeli jednak mam mówić o tym, co najbardziej mnie wtedy interesowało, było to inwestowanie w nieruchomości i budowanie drapaczy chmur. Chciałem też pracować z ludźmi z całego świata.

Wygląda na to, że większość z tych pragnień się spełniła.

Tak znaczna część. Oslo (niestety!) nie cechuje się wysoką zabudową. (śmiech).

Podaj proszę mocne punkty swojego CV - w czym jesteś dobry?

Mam wiele mocnych stron, ale skoncentruję się na jednej. To wytrwałość. Jeżeli obiorę sobie jakiś cel, dążę do niego angażując wszystkie swoje siły, by go osiągnąć. Cel uświęca środki.

Które zasady obowiązujące w norweskich firmach są dla obcokrajowców zaskakujące?

Norwegowie są wspaniałym narodem i wiele się od nich nauczyłem. Zazwyczaj podczas spotkań cechuje ich konkretność. Cenią w rozmówcach operowanie faktami, konkretnymi przykładami, a rozmowa z nim ma zdefiniowany cel. W Norwegii zaufanie buduje się na przestrzeni lat pokazując swój profesjonalizm i znajomość reguł panujących na rynku. Trzeba udowodnić, że się ich przestrzega. To nie jest miejsce dla krótkodystansowców. W relacjach zawodowych panuje płaska struktura. Do szefa można przyjść, by zapytać, jak minął mu weekend lub co słychać u jego rodziny.

Czego my Polacy moglibyśmy nauczyć się od Norwegów?

Przede wszystkim spójności narodowej, to wyjątkowo aktualny temat. Pomimo, iż istnieje tak wiele różnic pomiędzy Norwegami,pomimo, że występuje tutaj ponad 50 dialektów, to oni potrafią wspaniale jednoczyć się pod wspólną flagą. Norwegowie mają bardzo łagodne usposobienie i są niezwykle otwarci na inne kultury. Domyślam się, że cześć czytających te słowa nie zgodzi się ze mną. Często jednak powtarzam, że aby uzyskać przychylność w danej grupie, do której się przychodzi, trzeba najpierw ją poznać i uszanować jej zasady. Później można już ubogacać się nawzajem i czerpać wartość dodaną z pozytywnych cech różnorodności.

Opowiedz proszę o interesujących momentach twojej kariery w Norwegii, tym najtrudniejszym, najmilszym i o najbardziej zaskakującym

Lubię opowiadać historię mojej rozmowy kwalifikacyjnej w firmie HENT. Otrzymałem telefon z informacją, że prezes chce się ze mną spotkać osobiście. Jako dwudziestoczteroletni inżynier wychowany w kulturze, w której na rozmowę kwalifikacyjną przychodzi się w dobrze skrojonym garniturze, idealnie wyprasowanej koszuli oraz wypastowanych butach, przygotowałem się należycie. Udałem się do głównego biura. Otworzył mi dyrektor działu kadr z miną tak zdziwioną, jakby zobaczył ducha. Niemniej zaprowadził mnie do pokoju konferencyjnego i kazał zaczekać. Trwało to może dwie minuty, chyba najdłuższe minuty mojego życia. Cały czas zastanawiałem się, co jest nie tak. Czy koszula brudna, a może krawat źle zawiązany?

Wyobrażam to sobie. Co było dalej?

Wszystko wydawało mi się być na swoim miejscu - zasada ubioru 2+1 zachowana, buty wypastowane, podkolanówki na nogach. Nagle do pokoju wszedł Jan. Jedno spojrzenie i już wiedziałem wszystko. Jan był ubrany w jeansy z dziurą na kolanie, miał rozwiązane trampki i jaskrawoniebieską bluzę. W tym momencie przewrócił się pierwszy klocek domina rozsypując wszystko, co planowałem i do czego szykowałem się przez tydzień. Co ty byś zrobiła w takiej sytuacji?

Próbowałabym obrócić swój nazbyt elegancki strój w żart. Dobry wybór?

Niezły. Ja po prostu pozostałem sobą,tłumacząc, że w mojej kulturze jest to wyraz respektu. Dodałem, że przygotowując się na spotkanie, przeczytałem dużo książek, ale zapomniałem przeczytać tej jednej. I tak zaczęliśmy naszą długą i przyjemną rozmowę od wspólnego śmiechu. I jak już wiesz, dostałem tę pracę.

Na koniec zdradź proszę, jakie emocje towarzyszyły ci w wygranej w konkursie „Wybitny Polak"?

Duża radość, ale przede wszystkim poczucie, że to, co robimy, służy wyższym celom, choćby budowaniu dobrych relacji między Polską i Norwegią. I jeszcze, że zostawiamy po sobie coś cennego, nie tylko ja, ale wszyscy Polacy w Norwegii. Przy okazji wygranej spotkało mnie dużo miłych gestów, dostałem wyrazy uznania od ludzi, firm, instytucji i biznesmenów, z którymi pracowałem. To było bardzo przyjemne, dla takich chwil warto ciężko pracować. Jednocześnie mam cały czas świadomość, że ta nagroda oznacza dużą odpowiedzialność. Na jednym sukcesie zatrzymać się nie można, od jutra poprzeczka musi pójść wyżej.

Kiedy i w jakich okolicznościach przyjechałeś do Norwegii?

Łukasz Tokarski: W 2007 roku ukończyłem studia na Politechnice Krakowskiej i wyjechałem do Norwegii, by rozpocząć moją inżynierską przygodę. Norwegia była i jest krajem szybkiego rozwoju,szczególnie w mojej branży, a ja dodatkowo chciałem zdobyć międzynarodowe doświadczenie. Początkowo miałem wyjechać do USA, ale Norwegia leży dużo bliżej Polski, zatem wybór padł na nią. Dodatkowo pomyślałem, że jeżeli poradzę sobie tam, to w innych krajach powinno być podobnie. Podjąłem wyzwanie, spakowałem walizkę i otworzyłem nowy rozdział życia. Rozpocząłem wszystko od zera.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację