Paweł Wojciechowski: Mizogin

Słowa Jarosława Kaczyńskiego o tym, że Polki za mało rodzą, bo za dużo piją, warto zderzyć nie tylko z oceną moralną czy polityczną, ale przede wszystkim z twardymi danymi.

Publikacja: 14.11.2022 03:00

Paweł Wojciechowski: Mizogin

Foto: Fotorzepa/ Jerzy Dudek

Z analizy badań prezentowanych na łamach „Springer Nature BMC” wynika, że niepłodność kobiet nie jest związana ze spożywaniem alkoholu. Oczywiście pomijane są tutaj skrajne przypadki alkoholizmu i powodowanych przezeń chorób, ale te dotykają w większym stopniu polskich mężczyzn niż kobiety. Dane Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych za rok 2020 pokazują, że mężczyźni pili 2,8-krotnie częściej i prawie 3,6 razy więcej niż kobiety.

Choć dane nie potwierdzają tezy Kaczyńskiego, to nie oznacza, że problem należy bagatelizować. Istotny jest jednak nie w chwili poczęcia, tylko podczas ciąży. Wtedy alkohol rzeczywiście ma szkodliwy wpływ na płód, ale akurat o tym prezes PiS nie wspominał.

Właściwie na tę kuriozalną wypowiedź, całkowicie sprzeczną z danymi naukowymi i statystycznymi, należałoby spuścić zasłonę milczenia. Stanowi ona jednak demonstrację stosunku do kobiet. Prezes zapewne mówił to, co naprawdę myśli. Skoro problemu dzietności nie upatruje w czynnikach zewnętrznych, tylko właśnie w postawie samych kobiet, to może cierpi na mizoginię, czyli uprzedzenie wobec kobiet.

Gorzej wygląda to z perspektywy samej partii, która na sztandarach przez lata miała politykę rodzinną. Dziś widać, że zawaliła się cała narracja 500+. Rodzi się mniej, a nie więcej dzieci. Co gorsza, Polska stała się liderem spadku urodzeń w Europie. Na dodatek wysoka inflacja zjadła już jedną trzecią – ok. 180 zł – siły nabywczej tego programu. A rząd zapowiada, że nie podniesie ani jego wysokości, ani innych świadczeń rodzinnych.

Uzasadnienie ustawy o pomocy państwa w wychowaniu dzieci z 2016 r. precyzowało, że celem nowego świadczenia jest „pomoc dla rodzin wychowujących dzieci oraz przeciwdziałanie spadkowi demograficznemu w Polsce”. Tyle że krzywa urodzeń po chwilowym wzroście w 2017 r. szybko zaczęła spadać. Dziś współczynnik dzietności zbliża się do 1,32 [średnia liczba dzieci przypadająca na kobietę w wieku rozrodczym – red.] i jest aż o 38 proc. niższy niż 2,15 niezbędne, aby podtrzymać prostą zastępowalność pokoleń.

Brak progu dochodowego powoduje, że każda waloryzacja 500+ jest bardzo kosztowna. Zapewne dlatego, że rząd upiera się przy argumencie równościowym, czyli daje wszystkim po równo. Odrzucił zaś chęć wyrównywania szans, czyli celowego wsparcia rodzin o niższych dochodach.

Jeśli celem programu miało nie być zwiększenie dzietności, tylko walka z ubóstwem, to jak można w ogóle dopuszczać możliwość, że świadczenie nie będzie waloryzowane? Co gorsze, brak waloryzacji dotyczy nie tylko 500+, ale także zasiłków rodzinnych i dodatków opiekuńczych, które zawierają kryteria dochodowe, a więc przyznawane są tylko rodzinom najbiedniejszym. Co ważne, wiele rodzin wypadło z kryteriów wsparcia zasiłków, bo rośnie dochód. Ale to iluzja, bo przez inflację te rodziny faktycznie ubożeją.

Ten brak spójności w waloryzacji dotychczasowych świadczeń rząd tłumaczy tym,

że oferuje już nowe programy takie jak Rodzinny Kapitał Opiekuńczy (RKO). To typowa ucieczka do przodu, ponieważ nowe świadczenia są jednak przeznaczone dla dużo mniejszych grup społecznych (np. RKO dla 9 proc. rodzin), a ich wartość finansowa tylko w niewielkim stopniu pokryje spadek siły nabywczej starych świadczeń.

Wyraźnie widać, że polityka rodzinna coraz bardziej ciąży partii rządzącej. Wypowiedź Kaczyńskiego obnażyła nie tylko jego skłonności mizoginiczne, ale przede wszystkim fiasko polityki demograficznej Zjednoczonej Prawicy. To zaś źle wróży rodzinom.

prof. Paweł Wojciechowski jest szefem Rady Gospodarczej Polski 2050

Z analizy badań prezentowanych na łamach „Springer Nature BMC” wynika, że niepłodność kobiet nie jest związana ze spożywaniem alkoholu. Oczywiście pomijane są tutaj skrajne przypadki alkoholizmu i powodowanych przezeń chorób, ale te dotykają w większym stopniu polskich mężczyzn niż kobiety. Dane Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych za rok 2020 pokazują, że mężczyźni pili 2,8-krotnie częściej i prawie 3,6 razy więcej niż kobiety.

Choć dane nie potwierdzają tezy Kaczyńskiego, to nie oznacza, że problem należy bagatelizować. Istotny jest jednak nie w chwili poczęcia, tylko podczas ciąży. Wtedy alkohol rzeczywiście ma szkodliwy wpływ na płód, ale akurat o tym prezes PiS nie wspominał.

Pozostało 80% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację