Spójrzmy na rynek ropy: na skalę globalną karty rozdaje kartel OPEC. Każda jego decyzja dotycząca eksploracji czy wydobycia surowca przekładana jest natychmiast na jej potencjalne konsekwencje dla podaży, co podbija lub obniża ceny. Nabywcom pozostaje borykać się z decyzjami kartelu lub wyłuskiwać pojedynczych dostawców, którzy do niego nie należą i mogą zaoferować surowiec w konkurencyjnej cenie. Ale takich okazji nie ma wiele.
Na rynku gazu takiego kartelu nie ma. Ale to nie znaczy, że którykolwiek z dostawców dopuszcza do siebie myśl o pójściu nabywcom na rękę. Do pewnego stopnia jest wręcz przeciwnie – cała branża unika zwiększenia wydobycia, tak by na rynku wciąż dominowały obawy o to, czy da się w ogóle surowiec kupić, mniejsza już o cenę.
Ba, jest nawet gorzej. Branżowe portale międzynarodowe opublikowały właśnie podsumowanie ostatnich badań rynkowych przeprowadzonych przez norweską firmę analityczną Rystad. Wynika z nich, że w 2022 r. inwestycje w prace poszukiwawcze i wydobywcze globalnych firm surowcowych z sektora ropy i gazu zmniejszyły się o, bagatela, 60 proc. Ujmując to w nieco uproszczony sposób: koncerny naftowe i gazowe skoncentrowały się na eksploatacji złóż, jakie posiadają – nie szukają nowych i nie rozwijają istniejących. Tak jakby każdy zainwestowany w poszukiwania i wydobycie dolar był wyrzucany w błoto. Tak jakby jutra miało nie być i dziś była ostatnia okazja, by w doskonałej cenie pozbyć się tego, co jutro może zalegać niesprzedane.
Oczywiście, możemy to wytłumaczyć faktem, że Zachód – m.in. pod presją tychże cen – zapowiada renesans energetyki jądrowej i szybki rozwój odnawialnych źródeł energii. Oba te sektory mogą w przyszłości w dużej mierze zastąpić paliwa kopalne. Może koncerny rzeczywiście wierzą w to, że dni ich biznesu są policzone.
Ale bardziej prawdopodobne jest to, że – tak w OPEC, jak i na rynku gazu – dostawcy zdecydowali się na próbę sił. Być może nawet przygotowują się na unijne limity cen najważniejszych paliw. W optymistycznym scenariuszu po prostu zbierają zasoby na chude dni, które nadejdą. Jeżeli jednak Bruksela odważy się zaproponować tak radykalny środek, jak np. administracyjne narzucenie ceny gazu, to dostawcy mogą wręcz – przynajmniej teoretycznie – zareagować próbą przeczekania: redukując lub wycofując swój towar z rynku. Wtedy wygra ten, kto wytrzyma dłużej: może pęknie Europa, gdyby zabrakło jej paliw; może pękną dostawcy pozbawieni tak chłonnego przecież rynku.