Zapowiada się gorąca jesień w handlu. Obok rosnących rekordowo cen żywności, firmy czeka kolejna podwyżka cen energii czy ciepła. Do tego dochodzą choćby znacznie wyższe koszty przewozu towarów z powodu drogich paliw, a ostatnio wręcz obawy o dostępność energii. Nic więc dziwnego, że choć sklepy znikają od lat, to teraz można spodziewać się zdecydowanego przyspieszenia tego trendu. Żegnać będziemy zwłaszcza mniejsze placówki, których właściciele tracą siły na ciągłą walkę o przetrwanie.
Część firm stara się uciekać przed wzrostem kosztów, stawiając na różne formy dotarcia z zamówieniami do konsumenta – od ekspresowych zakupów dostarczanych w 15 minut po zakupy większe, na cały tydzień, ale dowożone już nie w tak krótkim czasie. W efekcie sklepy nawet w centrach metropolii przerabiane są na magazyny dla dostawców zakupów ekspresowych, co im usprawnia logistykę, ale dla miasta jest fatalne. Lokale dawniej pełne klientów robiących zakupy teraz straszą martwymi witrynami.
Czytaj więcej
Glovo łączy siły z siecią Carrefour i rusza z ekspansją. Ale broni nie składają też rywale – InPost Fresh czy Stuart. Analitycy wieszczą w naszym kraju szybki rozwój rynku zakupów spożywczych online.
Ulice handlowe najpierw stały się gastronomicznymi, a później bary i restauracje przetrzebiła pandemia – ten sektor nadal nie odzyskał sił po covidzie. Z kolei wszelkie formy wygodnych internetowych zamówień najpierw uderzyły w księgarnie, później w sklepy odzieżowe, a teraz biją w spożywczaki.
Komisja Europejska od lat mówi o zjawisku handlowego wykluczenia, coraz więcej ludzi nie ma możliwości zrobienia nawet podstawowych zakupów blisko miejsca zamieszkania. Do Polski z przytupem wraca zapomniany już handel obwoźny – przybywa miejscowości, w których zakupy, zwłaszcza żywności, można zrobić tylko dzięki niemu. Firmy zajmujące się ekspresowymi dostawami skupiają się bowiem na dużych aglomeracjach i realizują dostawy czasem tylko w wybranych dzielnicach.