Dariusz Rosati: Kosztowny skutek błędów i zaniedbań

RPP najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy ze skali potencjału inflacyjnego, jaki narastał w gospodarce w wyniku prowadzonej przez rząd w latach 2020–2021 polityki skokowego wzrostu finansowanych długiem wydatków publicznych.

Publikacja: 22.03.2022 21:00

Dariusz Rosati: Kosztowny skutek błędów i zaniedbań

Foto: Bloomberg

Trwa spór o przyczyny obecnej inflacji i o to, kto ponosi za nią odpowiedzialność. Na ostatniej konferencji prasowej prezes NBP Adam Glapiński powrócił do wcześniejszej, oficjalnej narracji o wyłącznie zewnętrznych źródłach inflacji, zapewniając, że Rada Polityki Pieniężnej nie popełniła żadnych błędów w swojej polityce. W szczególności, w opinii prezesa NBP, decyzja Rady o obniżeniu stóp procentowych niemal do zera w marcu 2020 roku była słuszna, a cykl podwyżek stóp w październiku 2021 roku rozpoczął się „we właściwym momencie”.

Co z czynnikami wewnętrznymi

Oczywiście, nikt nie neguje roli czynników zewnętrznych – a więc niezależnych od krajowej polityki – takich jak zerwanie łańcuchów dostaw czy wzrost cen paliw, surowców i żywności na rynkach światowych. Jednak sam fakt, że Rada już sześć razy podnosiła główne stopy procentowe, świadczy o tym, że dostrzega ona także wewnętrzne przyczyny inflacji, choć o nich nie mówi.

W informacji po ostatnim posiedzeniu RPP brakuje jakiegokolwiek odniesienia do tych wewnętrznych czynników, poza zdawkowym wymienieniem rosnącego szybko popytu stymulowanego wzrostem dochodów gospodarstw domowych. Ale ponieważ celem podwyżek stóp nie jest – bo być nie może – zahamowanie wzrostu światowych cen paliw i surowców, przeto muszą być one skierowane przeciw krajowym czynnikom inflacji.

I słusznie, ponieważ mają one kluczowe znaczenie dla utrwalenia się podwyższonych oczekiwań inflacyjnych, które poprzez zmianę zachowań uczestników rynku wpływają na wzrost cen. Wydaje się, że w tym obszarze jest nadal sporo do nadrobienia. Ożywienie gospodarcze nasila napięcia na rynku pracy, a niskie bezrobocie sprzyja wzrostowi wynagrodzeń, który przyspieszył do 10 proc., znacznie powyżej tempa wzrostu wydajności pracy. Ten wzrost jednostkowych kosztów pracy nakłada się na wspomniany wyżej wzrost kosztów surowców i energii, napędzając inflację cen produkcji przemysłowej – wskaźnik PPI zbliża się do 15 proc.

W efekcie rozkręca się spirala płac i cen, która stanowi klasyczny mechanizm samonapędzającej się inflacji, ale której RPP wydaje się nie zauważać. Tymczasem w warunkach podwyższonych oczekiwań inflacyjnych przedsiębiorcy godzą się na podwyżki płac i łatwiej akceptują podwyżki cen materiałów i usług do produkcji, bo wiedzą, że będą mogli zrekompensować sobie ten wzrost kosztów wyższymi cenami swoich produktów.

Z kolei konsumenci zaczynają kupować „na zapas” (bo jutro będzie drożej), a nadwyżki pieniądza lokują w nieruchomościach, walutach obcych i złocie. Na tym właśnie polegają tzw. wtórne efekty pierwotnego szoku cenowego, a ich skutkiem jest rosnąca inflacja.

Nadmiar akomodacji

Trwałość tych wtórnych efektów zależy od tego, w jakim stopniu towarzyszy im akomodacyjna polityka pieniężna. Bank centralny, zwiększając podaż pieniądza w obiegu w ramach akomodacji pieniężnej, umożliwia przedsiębiorcom i konsumentom pokrycie tych dodatkowych wydatków. Ta zwiększona podaż pieniądza może pochodzić z różnych źródeł – z emisji kredytu bankowego, ze skupu papierów wartościowych przez banki czy skupu walut obcych. Wielu ekonomistów jest zdania, że Narodowy Bank Polski prowadził w latach 2020–2021 nadmiernie akomodacyjną polityką pieniężną, która zapewniała paliwo napędzające mechanizm wtórnych efektów inflacyjnych.

Aby się o tym przekonać, warto prześledzić zmiany agregatów pieniężnych i czynników ich kreacji w latach 2020–2021 na tle zmian w poprzednich latach (tabela). Jak można zauważyć, tylko w roku 2020 podaż szerokiego agregatu pieniężnego M3 wzrosła o 16,4 proc., ponad dwa razy szybciej niż średnio w poprzednich latach (i najszybciej od 2000 roku). Co ważniejsze, nastąpiła radykalna zmiana w strukturze podaży pieniądza. Udział wąskiego – bardzo płynnego – agregatu pieniężnego M1 w agregacie M3 zwiększył się w latach 2020–2021 z 73,8 proc. do 86,9 proc., w tym udział gotówki wzrósł z 14,3 proc. do 17,1 proc.

Równocześnie nastąpił dramatyczny spadek wielkości depozytów terminowych – o około 130 mld zł, czyli niemal o połowę. Mieliśmy zatem do czynienia ze znaczącym przesunięciem popytu na pieniądz na rzecz pieniądza transakcyjnego kosztem wkładów oszczędnościowych.

W rezultacie tylko w roku 2020 – w warunkach spadku realnego PKB o 2,5 proc. – podaż pieniądza transakcyjnego (M1) wzrosła aż o jedną trzecią (o 377 mld zł), a samej gotówki w obiegu o 37 proc. (wzrost o 83 mld zł).

Tak duży wzrost płynnego pieniądza w obiegu był w początkowym okresie powodowany obawami przed utratą dostępu do środków na rachunkach bankowych w wyniku ogłoszonych lockdownów, ale po kilku miesiącach nadwyżka środków pieniężnych w posiadaniu ludności przeistoczyła się w „gorący” pieniądz czekający na okazję do wydania. Nie było to łatwe w warunkach pierwszej i drugiej fali pandemii, dlatego część nadwyżek pieniężnych sfinansowała odłożony popyt dopiero w 2021 roku, wzmacniając napięcia inflacyjne.

Co spowodowało tak szybki wzrost podaży pieniądza w 2020 roku? Dane przedstawione w dolnej części tabeli pokazują, że najważniejszą rolę odegrał skup przez banki dłużnych papierów wartościowych emitowanych przez instytucje rządowe szczebla centralnego na kwotę 144 mld zł, co oznaczało wzrost o 43,5 proc. w stosunku do 2019 roku – trzykrotnie więcej niż średnio w latach 2016–2019.

Ponad jedna czwarta tej kwoty (około 38 mld) pojawiła się w bilansie NBP w wyniku operacji skupu obligacji skarbowych na rynku wtórnym. Drugim co do wielkości źródłem podaży pieniądza był wzrost aktywów zagranicznych netto o 84 mld zł (wzrost o 24,3 proc. rok do roku), co niemal w całości odpowiada przyrostowi oficjalnych rezerw walutowych w NBP. Dodajmy, że prawie połowa tego wzrostu wynikała z osłabienia kursu złotego wobec walut obcych, będącego zresztą skutkiem świadomych działań NBP.

Trzecim źródłem okazał się skup przez banki dłużnych papierów wartościowych emitowanych przez pozostałe instytucje finansowe – głównie Bank Gospodarstwa Krajowego i Polski Fundusz Rozwoju – na kwotę 59 mld zł.

Ten skokowy – niemal 20-krotny w stosunku do 2019 roku – wzrost zasobu obligacji BGK i PFR w aktywach systemu bankowego był oczywiście skutkiem finansowania emisją tych obligacji rządowych tarcz antycovidowych. Wprawdzie w 2021 roku dynamika zmiennych pieniężnych uległa obniżeniu i powróciła do poziomów z lat wcześniejszych, ale parametry polityki pieniężnej nie uległy zmianie aż do rozpoczęcia cyklu podwyżek stóp procentowych w październiku.

W konsekwencji polityka pieniężna NBP w 2020 roku i przez pierwsze trzy kwartały ubiegłego roku miała charakter akomodujący, co utrwalało wtórne efekty inflacyjne.

Monetyzacja deficytu

Zwiększając stan rezerw walutowych i skupując obligacje skarbowe, NBP częściowo monetyzował rosnący deficyt sektora finansów publicznych. W rezultacie suma aktywów banku centralnego zwiększyła się aż o 40 proc. w samym tylko 2020 roku, i o kolejne 16 proc. w 2021, w porównaniu ze średnim wzrostem rzędu 7 proc., notowanym w latach ubiegłych. Efektem był wzrost podaży pieniądza rezerwowego w gospodarce niemal o połowę w latach 2020–2021.

Najbardziej uderzającą cechą wzrostu podaży pieniądza w ostatnich dwóch latach jest to, że dokonał się on praktycznie bez jakiegokolwiek aktywnego udziału sektora bankowego. W szczególności kredyt bankowy odegrał zupełnie śladową rolę w procesie kreacji pieniądza. W latach 2020–2021 kredyty dla gospodarstw domowych rosły w tempie zaledwie 3,8 proc. rocznie (wolniej niż w poprzednich latach), a kredyty dla przedsiębiorstw wręcz spadły o 0,9 proc.

Pokazuje to, że obniżka stóp procentowych niemal do zera, dokonana przez NBP na wiosnę 2020 roku, w ogóle nie przełożyła się na wzrost akcji kredytowej banków. Powodem nie był bynajmniej brak popytu na kredyt, tylko ograniczenia po stronie podaży. Banki w obliczu niepewności związanej z pandemią i przejściowym zamrożeniem gospodarki wstrzymywały się z udzielaniem kredytów, tym bardziej że obniżka stóp miała silny negatywny wpływ na poziom marż bankowych i skłaniała do dodatkowej ostrożności.

Co więcej, jej skutkiem był spadek stóp depozytowych praktycznie do zera, co pociągnęło za sobą spadek skłonności do oszczędzania i masowe wycofywanie depozytów terminowych z banków. Zamiana wkładów oszczędnościowych na gotówkę i depozyty bieżące spowodowała wzrost zasobów pieniądza transakcyjnego w posiadaniu ludności i, w konsekwencji, wzrost popytu, co w oczywisty sposób nasiliło tendencje inflacyjne.

Niepotrzebna obniżka stóp

Patrząc wstecz, można zatem ocenić, że drastyczna obniżka stóp procentowych była nie tylko niepotrzebna, ale i szkodliwa, bo nie pomagając gospodarce, przyczyniła się do przyspieszenia inflacji. Można też ocenić, że szybki wzrost agregatów monetarnych w 2020 roku, akomodujący skutki szoków zewnętrznych, powinien być sygnałem do wcześniejszego rozpoczęcia cyklu podwyżek stóp procentowych.

Niestety, RPP najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy ze skali potencjału inflacyjnego, jaki narastał w gospodarce w wyniku prowadzonej przez rząd w latach 2020–2021 polityki skokowego wzrostu finansowanych długiem wydatków publicznych, w tym transferów do grup społecznych o niskiej skłonności do oszczędzania. W rezultacie ekspansywnej polityce fiskalnej towarzyszyła bardzo luźna polityka pieniężna, w tym szybkie zwiększanie aktywów banku centralnego, niemal zerowe stopy procentowe i świadome osłabianie kursu złotego.

Skutkiem tych błędów i zaniechań jest obecnie podwyższona inflacja, której wyhamowanie będzie wiązało się z dodatkowym kosztem ekonomicznym w postaci spowolnienia wzrostu gospodarczego i pogorszenia materialnych warunków życia ludności.

Autor jest ekonomistą, posłem Koalicji Obywatelskiej, w latach 1995–1997 był ministrem spraw zagranicznych, w latach 1998–2004 członkiem RPP, a w latach 2004–2009 i 2014–2019 europosłem

Trwa spór o przyczyny obecnej inflacji i o to, kto ponosi za nią odpowiedzialność. Na ostatniej konferencji prasowej prezes NBP Adam Glapiński powrócił do wcześniejszej, oficjalnej narracji o wyłącznie zewnętrznych źródłach inflacji, zapewniając, że Rada Polityki Pieniężnej nie popełniła żadnych błędów w swojej polityce. W szczególności, w opinii prezesa NBP, decyzja Rady o obniżeniu stóp procentowych niemal do zera w marcu 2020 roku była słuszna, a cykl podwyżek stóp w październiku 2021 roku rozpoczął się „we właściwym momencie”.

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Ropa, dolary i krew
Opinie Ekonomiczne
Bogusław Chrabota: Przesadzamy z OZE?
Opinie Ekonomiczne
Wysoka moralność polskich firm. Chciejstwo czy rzeczywistość?
Opinie Ekonomiczne
Handlowy wymiar suwerenności strategicznej Unii Europejskiej
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Czekanie na zmianę pogody