Wydawało się, że po wejściu do NATO i UE Polska przezwyciężyła ostatecznie i nieodwracalnie ten fatalny dla niej podział geopolityczny. Jeśli jeszcze potem dawał on o sobie znać, to raczej w odniesieniu do wciąż podzielonej świadomości Europejczyków, ale już nie jako polityczna, społeczna czy ekonomiczna rzeczywistość.
Jednak ostatnio kwestia ta nie przedstawia się już tak jednoznacznie. Za sprawą działań zbrojnych Putina wobec Ukrainy znów zaczęto mówić, nawet jeśli niesłusznie, o nowej zimnej wojnie w Europie. Konflikt wokół napływu arabskich migrantów oraz rozbieżności dotyczące stosunku do islamu sprawiły, że państwa Europy Środkowej znalazły się na cenzurowanym – jako te, które jakoby wyłamują się nie tylko z założeń polityki Zachodu wobec toczącego się kryzysu, ale wręcz pewnych wartości społeczeństwa otwartego. I wreszcie pojawił się pod adresem przede wszystkim Polski i Węgier zarzut tzw. nieliberalnej demokracji. Termin ten ukuł Fareed Zakaria na określenie niezachodnich reżimów demokratycznych. Wszystko to sprawia, że obecnie szczególnie wobec państw naszego regionu pojawia się sugestia, iż powracają one na ścieżkę Wschodu.