Pocztowcy wiedzą, że w ich branży konfitury są ukryte na rynku przesyłek, rosnącym w ogromnym tempie dzięki zakupom online, które Polacy coraz częściej wybierają zamiast czasochłonnej wycieczki do galerii handlowej. Wśród pocztowców jest też świadomość tego, że nie wystarczy wysłać doręczyciela z paczką, bo po pierwsze to droższe od np. paczkomatu konkurencji, a po drugie zawsze jest ryzyko, że adresat będzie poza domem, więc i tak przyjdzie mu dreptać na pocztę. A skoro placówki pocztowe nie są czynne świątek piątek od świtu do późnej nocy, to trzeba znaleźć bardziej dostępne, np. stacje paliw czy kioski Ruchu. To właściwy kierunek myślenia.

Dobrze też, że państwowa Poczta postawiła raczej na sojusz biznesowy niż posiadanie udziałów i nie potwierdziły się informacje, że chce Ruch po prostu przejąć. Wszak nie trzeba kupować browaru, by napić się piwa... Sektor państwowy nie musi zdobywać kontroli nad prywatnym, by osiągać wzajemne korzyści. Są tego przykłady nie tylko w usługach komercyjnych.

Partnerstwo publiczno-prywatne sprawdza się przy udostępnianiu usług państwa. Banki umożliwiły wiosną przekazywanie wniosków o wypłaty z programu 500+. A teraz za namową minister cyfryzacji Anny Streżyńskiej poszły dalej, uchylając swoim klientom wrota do e-administracji. Po prostu potwierdzają tożsamość swoich klientów w internecie, co państwu się nie udawało od lat.

Tak oto mądrze pomyślany sojusz państwowego z prywatnym pozwoli milionom obywateli skorzystać z elektronicznego biura w ZUS, a także po potwierdzeniu tzw. profilu zaufanego załatwiać dziesiątki spraw w różnych innych urzędach bez wychodzenia z domu.

Pomysłów na kolejne podobne sojusze pewnie nie zabraknie. Kluczem są w nich wzajemne korzyści z partnerstwa – bez dominacji państwowego nad prywatnym.