Rz: Czy GPW, po dwóch latach niełaski, wraca na inwestycyjne salony?
Piotr Bień: Nie ulega wątpliwości, że inwestorzy zagraniczni przychylniej spojrzeli na polskie akcje. Nie zapominajmy jednak, że przez ostatnie dwa lata nie mieli ich wcale. Świadczy o tym dynamika hossy – od początku grudnia 2016 r. WIG20 urósł o 15 proc. W historii polskiej giełdy takie sytuacje nie zdarzały się często. To znaczy, że jeszcze kilka tygodni temu sporo podmiotów – np. zagranicznych funduszy inwestycyjnych – grało pod spadki na warszawskiej giełdzie i bardzo gwałtownie zaczęło te pozycje zamykać.
To dobry moment na inwestycję?
Osobiście bym tak łatwo tego ostatniego trendu wzrostowego nie przekładał na najbliższe miesiące. Jeżeli natomiast ktoś liczy na zysk rzędu 10 proc. rocznie i ma świadomość, że zmienność na giełdach jest dwukierunkowa – po zwyżkach przychodzą spadki – to jest to dobry moment. Wyceny spółek na GPW są na poziomie historycznych średnich, akcje nie są więc ani tanie, ani drogie. Jednocześnie dane płynące z gospodarki – o produkcji przemysłowej, sprzedaży detalicznej, wskaźniki wyprzedzające – są dobre i sugerują, że ożywienie w Polsce zobaczymy może nawet wcześniej niż w drugim półroczu. Do tego analitycy są dobrej myśli, spodziewają się bowiem dodatniej dynamiki wzrostu zysków spółek notowanych przy Książęcej. Tymczasem jeszcze w 2016 r. ta dynamika, dla niektórych sektorów była ujemna, między innymi przez nowe obciążenia podatkowe. Podsumowując – w krótkim terminie byłbym ostrożny. W dłuższym – kilku kwartałów – jestem dobrej myśli. Ale osobom nieobytym z rynkiem akcji radziłbym inwestować stopniowo – kupować akcje lub jednostki funduszy akcji na raty, nawet za niewielkie kwoty. W ten sposób unika się ryzyka wejścia na rynek w najgorszym momencie, czyli tuż przed rozpoczęciem bessy.
Czy indywidualni klienci TFI wykazują w ostatnich dniach większe zainteresowanie funduszami akcji?