Są już niemal za każdym rogiem, a ich obecność widać i słychać niemal wszędzie. Mowa o dyskontach, których ofensywa jest widoczna już nie tylko w dużych miastach. O nowych promocjach cenowych w największych sieciach słyszę co najmniej kilka razy w tygodniu w niemal każdej stacji radiowej. Ich reklamy wyskakują jako natrętne okienka przy przeglądaniu internetu i trudno ich nie zauważyć, oglądając telewizję – tak przynajmniej wynika z analiz wydatków na reklamę TV. W dodatku dyskontowe promocje są na wyciągnięcie ręki, bo coraz więcej Polaków ma Biedronkę, Lidla albo Netto w zasięgu krótkiego spaceru. Choć mogłoby się wydawać, że już jest ich pełno, to i Lidl, który w grudniu 2021 r. przekroczył liczbę 800 sklepów, i Biedronka, która ma już ponad 3,1 tys. placówek, stale otwierają kolejne lokale.
Czytaj więcej
W 2022 r .wydamy w sklepach dyskontowych ponad 100 mld zł. Ten kanał sprzedaży rośnie trzy razy szybciej niż cały handel spożywczy. Za rok będzie zajmował już niemal 40 proc. rynku.
Korzystają z wywołanej przez pandemię zmiany naszych zwyczajów zakupowych. W czasach lockdownów i zamykania centrów handlowych wiele osób odzwyczaiło się od zakupów w hipermarketach, tym bardziej że wysokie ceny benzyny też nie zachęcają do dalszych wypraw. Po co jeździć daleko, skoro codzienne zakupy można zrobić w pobliskim dyskoncie, a resztę rzeczy kupić online?
Jednocześnie dyskonty coraz lepiej dopasowują się do naszych potrzeb zakupowych. Już wcześniej zaczęły wprowadzać luksusowe dla większości Polaków produkty (w tym osławione ośmiorniczki), a teraz poszerzają ofertę, dorównując tu hipermarketom. Bardzo szybko reagują też na nowe konsumenckie trendy, czego przykładem jest ich rosnąca z każdym miesiącem oferta produktów bio i wege.
Rozkręcona w 2021 r. spirala inflacji sprawiła, że dyskonty zepchnęły jeszcze głębiej do narożnika małe sklepy, którym coraz trudniej zabiegać o klientów zwracających większą uwagę na ceny. A te są sporo niższe właśnie w dyskontach, które wcześniej wyszły zwycięsko z walki o niedzielny handel.