[b]Skomentuj [link=http://blog.rp.pl/blog/2010/02/12/lukasz-rucinski-jak-zyc-z-wielka-rura/]na blogu[/link][/b]

Była to już w zasadzie formalność, choć i Finlandia, i Szwecja wcześniej głośno mówiły o ekologicznym ryzyku związanym z inwestycją. Ale budujący rurę Gazprom wraz ze wspólnikami wydał 100 mln euro na "poprawienie projektu" tak, by rozwiać wątpliwości ekologów.

Ciekawe, czy gdyby Polska zamówiła za 200 mln euro analizy wpływu Nord Streamu na środowisko naturalne, spółce udałoby się tak łatwo przekonać skandynawskich przeciwników gazociągu? Ale to czcze domysły – nasz kraj nie miał takich pieniędzy, a Niemcy i Rosja mogą w każdej chwili wyłożyć kilkakrotnie więcej.

Wątpliwe zresztą, czy kiedykolwiek mieliśmy możliwość powstrzymania budowy podmorskiego gazociągu, którego jawnym celem jest stworzenie alternatywy wobec przesyłu gazu przez Ukrainę, Białoruś i Polskę. Czy po wybudowaniu gazociągu północnego Rosjanie przestaną przesyłać gaz przez te kraje? Na razie zaplanowano budowę jednej nitki, a ta nie będzie w stanie zastąpić dróg tranzytowych przez kraje Europy Wschodniej. Co nie znaczy, że Gazpromowi nie będzie teraz łatwiej przykręcić kurka Jamału, Sojuza czy Braterstwa. Nasz rząd wynegocjował jednak z Rosjanami bardzo ważny układ gwarantujący Polsce rolę kraju tranzytowego przez najbliższe 35 lat. To maksimum, które mogliśmy osiągnąć wobec niemożności powstrzymania budowy Nord Streamu.