[b] [link=http://blog.rp.pl/blog/2010/02/14/jeremi-jedrzejkowski-prawdziwe-oblicze-kryzysu-motoryzacji/]Skomentuj na blogu[/link][/b]
Oznacza dalsze kurczenie się rynku – o 40 proc. wobec grudnia. A podobny spadkowy wynik segment ten odnotował już na przestrzeni całego 2009 r. W szerszym ujęciu – biorąc pod uwagę sprzedaż aut ciężarowych i dostawczych – w minionym miesiącu sprzedaż spadła o ponad jedną czwartą w porównaniu ze styczniem ubiegłego roku.
Za tak gwałtowne spadki w dużej mierze odpowiada bessa w transporcie. Jak wskazywali sami transportowcy, w 2009 r. rynek przewozów międzynarodowych praktycznie zamarł. Znaczna część samochodów po prostu stała w bazach. Trudno więc się spodziewać, by firmy decydowały się na zakupy nowych aut. Dopóki branża – najbardziej wrażliwa na wahnięcia gospodarczej koniunktury – na dobre nie zacznie stawać na nogi, sprzedaż ciężarówek będzie kuleć. Importerzy na razie liczą, że najgorsze już minęło i ten rok powinien przynieść wzrost sprzedaży nawet o 15 proc.
Dane z rynku aut użytkowych pokazują, jakie jest prawdziwe oblicze kryzysu w motoryzacji. Tu zabrakło bowiem rządowych dopłat do złomowania starych samochodów, które były w 2009 r. kołem ratunkowych dla producentów pojazdów osobowych. W Europie takich programów było kilkanaście, bodaj najbardziej spektakularny w Niemczech, gdzie miał wartość 5 mld euro. Te programy „podrasowały" sprzedaż także w Polsce.
Jednak ta państwowa kroplówka już się skończyła. I widać efekty. Sprzedaż aut osobowych w Polsce się kurczy. W styczniu o 5 proc. wobec sytuacji sprzed roku. Nadzieja motoryzacji zatem w ożywieniu gospodarki i wzroście zakupów firm. Według prognoz bowiem klienci indywidualni nie wrócą na razie masowo do salonów.