Czy temperatura rośnie, czy nie to kwestia drugorzędna. Nie trzeba wierzyć w UFO, żeby zarabiać miliony na robieniu filmów o kosmitach. Grunt, by znaleźli się odbiorcy, a tych w przypadku ekologicznych technologii będzie przybywać. I co najważniejsze – będą oni mieli do wydania dużo pieniędzy.

[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/03/11/lukasz-rucinski-zielone-papiery-z-zielonej-manii/]Skomentuj na blogu[/link][/b]

Pieniądze te są na razie specyficzne, bo w dużej części pochodzą z publicznych dotacji. Grozi to różnymi nadużyciami, np. takimi, jakie miały miejsce w Hiszpanii dwa lata temu. Dzięki rządowym dotacjom powstał tam ogromny rynek paneli słonecznych, na który przypadało 40 proc. światowych zamówień. Gdy publiczne dopłaty się skończyły, bańka pękła, pogrążając producentów paneli na całym świecie. Tylko w Hiszpanii pracę straciło 20 tys. osób.

Ale w mętnej wodzie łowi się najgrubsze ryby. Zresztą perspektywy rynku zielonych technologii wykraczają poza sponsorowaną przez rządy walkę z ociepleniem. Gdy ceny surowców kopalnych pójdą znów w górę, panele słoneczne czy elektrociepłownie na śmieci staną się dla nich ekonomiczną, a nie tylko ideologiczną alternatywą.