Po długiej przerwie wrócił temat ewentualnej sprzedaży europejskiej części General Motors. Ogłoszone na początku tygodnia przez GM i PSA Peugeot / Citroen plany zacieśnienia współpracy w ramach zawartego w ubiegłym roku sojuszu, dały impuls do kolejnych spekulacji. Tym razem – zdaniem francuskiej prasy – marką miałaby być zainteresowany koncern znad Loary. Zastanawiające, że obie firmy od wtorku aż trzy dni poświeciły na zgodne zaprzeczanie.

Szczerze? Nie wierzę w to, że GM naprawdę chce pozbyć się Opla/Vauxhalla. Raczej próbuje odgrzewać iście pokerowe zagranie sprzed czterech już lat (a temat wracał w 2011 i 2012 r.), kiedy to potencjalną transakcją żył cały świat, a GM trzymał w szachu kilka europejskich rządów niemałych krajów, w których ma fabryki. Widmo przejęcia zakładów przez konsorcjum z udziałem rosyjskiego Sbierbanku w 2009 r. spędzało zapewne sen z powiek niejednemu politykowi niemieckiemu czy brytyjskiemu.

Amerykanie nie zdecydują się pozbyć europejskiego przyczółka. Choćby dlatego, że to zbyt ważny rynek. Tak ważny, że nawet słaby wynik – w samym 2012 r. europejska część przyniosła GM 1,8 mld dol. straty – to zdecydowanie za mało dla takiej decyzji.

W Europie cały czas jest więc gorąco. Wcześniej były roszady z patentami Opla. Potem GM zamknął fabrykę w Antwerpii, sprzedał tę w Strasburgu, pod nóż idzie zakład w Bochum. Ostra restrukturyzacja czeka fabrykę w Ellesmere Port.

Ale to nie wszystko. W grudniu pojawiły się informacje o przetasowaniach w grupie. Jak pisała prasa niemiecka GM odkupił od Opla m.in. zakład w Gliwicach, fabrykę silników na Węgrzech i ośrodek badawczy we Włoszech. Te wydarzenia sugerują, że zgrana telenowela ma jeszcze przed sobą kilka sezonów i zapewne nadal będzie miała niezłe wyniki oglądalności.