Latanie to przede wszystkim biznes

Rozmowa z Piotrem Siennickim, prezesem PLL LOT

Publikacja: 24.12.2007 04:31

Latanie to przede wszystkim biznes

Foto: Rzeczpospolita

Red

Rz: Na płocie przed budynkiem LOT nadal wiszą transparenty informujące o protestach i sporze zbiorowym. Czy nic się nie zmieniło od momentu, kiedy objął pan to stanowisko?

Piotr Siennicki:

Te transparenty wiszą bez przerwy i w zdecydowanej większości informują o sprawach historycznych. Taka jest specyfika tej firmy. Rozumiem, że rolą związków zawodowych jest dbanie o interesy pracowników, dlatego pozostajemy z nimi w stałym kontakcie.

O ile pan podniósł płace w firmie?

Po trzech kwartałach, licząc rok do roku, wydatki na wynagrodzenia wzrosły o 5 proc., i miały największy udział we wzroście kosztów ogółem, które zwiększyły się o 4 proc. Jeżeli chodzi o pilotów, wzrost płac musi uwzględniać system starszeństwa. Jeśli pilot przesiada się z mniejszego samolotu na większy lub zmienia fotel, jego płaca automatycznie rośnie.

Po dziewięciu miesiącach pracy w LOT może pan powiedzieć, czym się różni zarządzanie transportem lotniczym od zarządzania energetyką?

Biznes lotniczy jest związany z masą przepisów i uregulowań. Aby w nim pracować, trzeba być albo specjalistą, albo trzeba mieć ludzi, którzy się na tym znają. Ale i tutaj działają zasady biznesu. Trzeba oddzielić wszystko, co jest związane z zapewnieniem bezpieczeństwa, szkoleniem pilotów, personelu i bezpośrednio z lataniem, od promocji, marketingu, sprzedaży, decyzji, dokąd mamy latać – o tym musi decydować biznes. To biznesowe podejście wymusiły tanie linie lotnicze. Przez nie branża stała się wyjątkowo konkurencyjna.

Co warto skopiować z biznesowego modelu tanich linii?

Bardzo wiele, np. organizację pracy oraz system podejmowania decyzji. Na pewno jednak nie standard obsługi pasażerów i serwis na pokładzie.

Latem próbowali państwo skopiować sprzedaż pokładową kanapek. Nie udało się mimo dużej akcji marketingowej, której elementem miał być udział zarządu w tej promocji, ale i to nie przeszło, mimo że pomysł wyszedł od zarządu.

Chcieliśmy zadbać o pasażerów porannych samolotów, którzy nie mieli czasu zjeść śniadania i rzeczywiście nie przyjęło się. Finansowo jednak na tym nie straciliśmy.

Poważną wadą LOT jest niepunktualność. Czy nie ma pan wrażenia, że LOT jest sabotowany na Okęciu? Dlaczego jest tak, że samoloty Lufthansy są w Warszawie traktowane lepiej niż wasze?

Poruszyliście państwo bardzo ważny temat. Blisko 90 procent naszych działań wykonujemy z Okęcia, a jaka tam jest sytuacja, każdy widzi. Dobre traktowanie jesteśmy w stanie wymusić na LGS, z którym mamy podpisaną umowę gwarantującą odpowiedni poziom usług, niestety, nie jesteśmy w stanie wymóc normalnego traktowania na PPL. Chcemy być traktowani w naszym bazowym porcie tak, jak w Paryżu jest traktowany Air France, a we Frankfurcie Lufthansa.

Dlaczego więc pan tego nie zmieni, nie wymusi odpowiedniej umowy, nie tupnie nogą?

Na ministra transportu? To w jego gestii jest PPL. LOT jest w gestii ministra skarbu. Rozmawialiśmy z obydwoma resortami. Nie chcemy specjalnego traktowania, tylko postrzegania LOT jako klienta przynoszącego PPL najwięcej wpływów.

Kilka tygodni temu premier Tusk poleciał rejsowym samolotem do Brukseli.Może trzeba było skorzystać z okazji i porozmawiać o tych problemach.

Pan premier dobrze się w tym orientuje.

Jakie wyniki przewiduje pan na koniec roku?

Jeszcze we wrześniu szacowaliśmy, że będzie to 50 – 60 mln zysku tylko z działalności lotniczej, czyli o 100 mln lepiej niż rok wcześniej, kiedy mieliśmy 43 mln zł straty. W ubiegły poniedziałek podaliśmy nowe prognozy, zysk tylko z działalności operacyjnej będzie w granicach 70 – 80 mln zł, to olbrzymi sukces tej firmy i wszystkich jej pracowników.

A jaką ma pan strategię na przyszłość. Już są oznaki spowolnienia gospodarczego, paliwa będą droższe, kurs dolara niewiadomy?

Wiemy, że rynek nie jest łatwy. Oprócz cen paliwa mocno uderza w nas wzmocnienie kursu złotego, gdyż ponad 60 proc. przychodów nominowanych jest w obcych walutach. Oczekuję, że w przyszłym roku zaowocuje kontrola nad przepływem finansów w firmie. Szczegółowo analizujemy zarówno przychody, jak i koszty. Co miesiąc spotyka się zespół analizujący wyniki finansowe wszystkich połączeń. I taki system przynosi efekty w postaci wyników finansowych.

Jak bardzo komplikuje panu plany fakt, że dreamlinery trafią do LOT o pół roku później?

Bardzo mnie to boli. Rozmawiamy z Boeingiem o odszkodowaniu. Zapewniam państwa, że dla Boeinga nie są to łatwe rozmowy.

Dlaczego kupił pan embraery w tak ekspresowym tempie? Czy z handlowego punktu widzenia, nie byłoby wskazane zapytanie Boeinga, czy nie ma konkurencyjnych maszyn?

Na rynku brakuje samolotów. Rozmawialiśmy z Boeingiem, Embraerem, z firmami leasingowymi, praktycznie z każdym, kto się liczy. Embraer początkowo deklarował, że najbliższy możliwy termin dostaw to 2011 rok, ale gotowi byli negocjować i rozmawiać. Pojechaliśmy więc do Brazylii, pokazaliśmy naszą strategię “Siedmiu filarów” oraz rolę, jaką przewidzieliśmy dla samolotów Embraer, która wskazuje Embraer jako samolot regionalny dla LOT. Udało się wynegocjować dostawy w 2009 r., ale musieliśmy szybko podjąć decyzję. Przygotowaliśmy dokumenty, stanęło to na posiedzeniu rady nadzorczej, która wyraziła zgodę. Mimo sytuacji rynkowej wynegocjowana cena jest niższa niż w pierwszych kontraktach na dostawy embraerów, a już wtedy otrzymaliśmy atrakcyjną ofertę, bo byliśmy pierwszą linią wprowadzającą te maszyny. Otrzymaliśmy w tej sprawie pełne poparcie rady nadzorczej. Wszyscy jej członkowie głosowali za.

Co było powodem takiej decyzji rady nadzorczej?

W najbliższych latach z powodu kończących się umów leasingowych oraz naturalnego procesu wymiany z floty LOT ubędzie 13 samolotów. Aby utrzymać stan floty na aktualnym poziomie, należało na ich miejsce znaleźć nowe. Kontrakt z Embraerem dotyczy 12 samolotów i opcji na kolejnych 12. Za Embraerem przemawia też fakt, że nasi piloci są przeszkoleni do lotów na tych maszynach, potrafimy je serwisować. Policzyliśmy, ile by nas kosztowały szkolenia pilotów i mechaników, gdybyśmy wybrali innego producenta. Nie stać nas na to.

Czy łatwiej mają firmy prywatne? Chyba tak, bo tam liczy się przede wszystkim biznes. Dlatego dla PLL LOT giełda to z pewnością najlepsze rozwiązanie

A czy Embraer obiecuje coś oprócz samolotów? Kiedyś zapowiadał stworzenie w Warszawie centrum serwisowego dla całego regionu i nie dotrzymał słowa.

Sądzę, że w przyszłości projekt ten będzie zrealizowany. Z Embraerem rozmawialiśmy o trzech sprawach: dostawach samolotów, centrum obsługi technicznej i symulatorze do szkoleń pilotów.

Przychodząc do LOT, mówił pan, że nie ma “czarnej listy” do zwolnień. A jednak sporo osób musiało opuścić firmę.

– Sporo? W LOT pracuje ponad 3 tysiące osób.

Mówię o profesjonalistach przez lata związanych z lotnictwem. To ich pan zwalnia albo tak zmienia warunki pracy, że nie mogą ich zaakceptować. Czy nie szkoda panu, że odchodzą?

Nie kwestionuję ich wiedzy merytorycznej. Niestety, problem z wieloma osobami polegał na tym, że nie chciały swojej wiedzy wykorzystać dla dobra tej firmy. Liczy się podejście pracowników do obowiązków i szansa, że ich praca będzie budowała wartość firmy. Dlatego np. praca na zagranicznych placówkach nie może być traktowana jak wyjazd turystyczny. Tam trzeba zdobywać klientów, a nie dobrze się bawić.

W centrali zdegradowani zostali pan Mich, Wypych, Stafiej, Paradowski, Cieślak, a nawet dyrektor Krzysztof Ziębiński, który jako doradca reprezentuje pana na wszystkich konferencjach Star Alliance. Stracił gabinet i sekretarkę.

Od kiedy przeszedłem do LOT, zasoby przydzielane są do zadań, a nie do stanowisk.

Awansował pan za to dwudziestoparoletniego młodego mechanika, który musi co chwilę dzwonić do zdegradowanego szefa, bo nie wie, jaką powinien podjąć decyzję.

LOT jak tlenu potrzebuje ludzi, którzy tę firmę będą chcieli pchać do przodu i którym się chce pracować, a niektórzy byli trochę zmęczeni. Może to moja wina, że nie potrafiłem ich właściwie zmotywować. Natomiast jeżeli chodzi o obszar operacyjny, to wszelkie nominacje osób na kluczowe stanowiska są akceptowane przez ULC, a to oznacza, że muszą mieć odpowiednie kwalifikacje.

A to, że pozostałym się chce, jest pana zasługą? Pan motywuje swoimi pomysłami czy wyższymi zarobkami?

Pokazuję wyzwania i jasno precyzuję cel. Powtarzam: wszystko, co nie jest zabronione, jest dozwolone. Minęły czasy, kiedy w LOT ważna była polityka. Teraz liczy się myślenie biznesowe. Jeśli będziemy działali tak, jak nakazuje biznes, będziemy mieli pieniądze na wszystko. Wtedy będzie można – po naradzeniu się z właścicielem – zastanowić się nad kupnem jakiejś linii. Dlaczego Lufthansa rozwija się, dokonując takich zakupów i teraz zastanawia się nad przejęciem Iberii? Bo mają na to pieniądze, mają wsparcie banków. Słaba firma się nie liczy!

Kiedy w “Rz” napisaliśmy, że pana firma chce się pozbyć swoich spółek – LGS, LOT Catering i Casinos Poland i zamierza zwolnić z LGS pracowników, rzecznik LOT przysłał sprostowanie, które do tej pory “wisi” na stronie internetowej LOT. Jak jest więc naprawdę?

W LOT, jak w każdej dużej firmie, obowiązują zasady. Żeby sprzedać spółkę zależną, potrzebna jest zgoda rady nadzorczej i WZA. Aby ją otrzymać, potrzebne jest bardzo dobre uzasadnienie. A państwo napisaliście, że LOT zamierza sprzedawać spółki zależne, by podreperować wyniki finansowe. My osiągamy wyniki finansowe z działań operacyjnych, a nie sprzedaży majątku, tak jak to miało miejsce w przeszłości. Bo w firmie, która się wyprzedaje, kiedyś ten majątek się skończy. Nie tędy droga. LOT ma zarabiać na wożeniu pasażerów, a nie sprzedaży majątku. I w ten sposób zarabia. Doskonale widać to po wynikach za cały 2007 rok, który będzie z działalności przewozowej o 120 – 130 mln zł lepszy niż w tym samym okresie 2006 roku. Natomiast sprawa zwolnień pracowników LGS nigdy nie stawała na posiedzeniach zarządu LOT.

Czym chce pan przekonać nowego ministra skarbu, że jest pan dobrym fachowcem i wytyczył pan cel, który potrafi zrealizować?

Jestem menedżerem wynajętym do przeprowadzenia trzech rzeczy. Stworzenia strategii i jej wdrożenia, doprowadzenia LOT do trwałej rentowności oraz przygotowania spółki do debiutu giełdowego. Strategia “Siedmiu filarów” została opublikowana w październiku. Obecnie po zaakceptowaniu jej przez naszych akcjonariuszy jest wdrażana. To olbrzymi proces rozpisany na ponad 100 konkretnych punktów, ale niezbędny, jeżeli ta firma ma sprawnie działać. Wyniki finansowe mówią same za siebie, a jeżeli chodzi o przygotowanie spółki do debiutu, to prace trwają i na pewno zdążymy.

WZA wydało zgodę na rozpoczęcie procesu przygotowania spółki do publicznej sprzedaży akcji, co teraz?

To bardzo dobra informacja dla PLL LOT. Przystąpiliśmy do prac, aby spółka zgodnie z intencją właścicieli była gotowa do debiutu na GPW w terminie. Upublicznienie akcji PLL LOT jest elementem naszej strategii. Posłuży m.in. pozyskaniu dodatkowego kapitału na dalszy rozwój spółki. Obecnie naszym najważniejszym celem jest osiągnięcie satysfakcjonującej rentowności, szybko rosnąca liczba pasażerów oraz uruchamianie nowych połączeń.

Czy LOT jest w stanie dalej się rozwijać w takim gorsecie, jakim jest państwowy właściciel?

To nie problem gorsetu właścicielskiego. Wcześniej, jak i teraz, pracowałem w firmie państwowej. Ten gorset nie przeszkadzał i nie przeszkadza w osiąganiu dobrych wyników finansowych. To nie problem formy własności, ale problem ludzi, którzy albo chcą coś zrobić, albo nie.

A czy nie łatwiej byłoby panu negocjować z kontrahentami, gdyby reprezentował pan przejrzystą, notowaną na giełdzie firmę?

Jeśli właściciel będzie chciał, żeby firma się rozwijała, wesprze nas. Nie ma znaczenia, czy jest nim państwo, czy podmiot prywatny. Chodzi o zgodę, aby firma szła do przodu. A czy łatwiej mają firmy prywatne? Chyba tak, bo tam liczy się przede wszystkim biznes. Dlatego też dla LOT obecność na giełdzie to z pewnością najlepsze rozwiązanie. LOT stoi obecnie przed ogromną szansą. Przy rosnącym rynku firma ma czas się zrestrukturyzować, okrzepnąć finansowo i zacząć zwiększać swój udział w europejskim rynku przewozów. Ten okres jednak nie będzie trwał zbyt długo. Jeżeli tę szansę zmarnujemy, to za parę lat będziemy mogli zapomnieć o czymś takim jak Polskie Linie Lotnicze LOT.

Rz: Na płocie przed budynkiem LOT nadal wiszą transparenty informujące o protestach i sporze zbiorowym. Czy nic się nie zmieniło od momentu, kiedy objął pan to stanowisko?

Piotr Siennicki:

Pozostało 99% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację