Źródłem obecnej sytuacji stał się niezdrowy wzrost gospodarki amerykańskiej, przez lata nadmuchiwany tanim kredytem, ujemnymi oszczędnościami i rozbuchaną konsumpcją, której dodatkowo sprzyjał boom na rynku nieruchomości.
Dziś, kiedy bańka pękła, Fed gwałtownie obniża stopy procentowe (przez pół roku o 325 pkt bazowych) i zasila system bankowy dodatkową płynnością, co ma się przyczynić do doraźnego wsparcia gospodarki. Na krótką metę interwencja banku centralnego może się wprawdzie powieść, ale na dłuższą nie rozwiąże problemu. Zaaplikowanie leków uśmierzających ból nie uzdrowi ciężko chorego pacjenta. Amerykańskiej gospodarce potrzebna jest długotrwała kuracja.
Obserwowane załamanie kursu dolara jest tylko jedną z naturalnych form realizowania się niezbędnego procesu dostosowawczego, torującego gospodarce powrót do równowagi. Korekta kursu umożliwi zwiększenie konkurencyjności amerykańskiego eksportu, zmniejszając jednocześnie import, co w sumie doprowadzi do zaklejenia dziury w bilansie handlowym. Drożejący import, przynajmniej częściowo, musi być zastępowany produkcją krajową, co stanie się amortyzatorem spadku koniunktury wynikającego z ogólnego zmniejszenia konsumpcji.
Co ważne, spadek konsumpcji w USA również traktować należy jako konieczność. Kryzys hipoteczny, a także zaostrzenie warunków kredytowania przyczyni się do wzrostu skłonności do oszczędzania amerykańskich gospodarstw domowych. Idąc tym tropem, by kryzys okazał się faktycznym oczyszczeniem po czasach nieracjonalnych wydatków bez pokrycia, recesja w największej gospodarce świata wydaje się nieunikniona.
Ostre cięcia stóp Fedu paradoksalnie mogą utrudnić zmaterializowanie się wariantu niezbędnego dostosowania w gospodarce Stanów Zjednoczonych. Paliwem dla boomu konsumpcyjnego i bańki spekulacyjnej stała się właśnie wcześniejsza nadmierna ekspansja monetarna, którą dziś ponownie zaczął stosować bank centralny.