Rosyjska od dawna rynkowa jest tylko w części. Inwestorzy zagraniczni przywozili pieniądze do Moskwy zwabieni nie przez konsekwentną politykę gospodarczą, ale wysokie zyski firm. Nie były one skutkiem znaczącej efektywności zakładów, ale wysokich cen wydobywanych przez nie surowców. Najważniejsze z tych firm były sterowane ręcznie przez państwo, choć ze struktury akcjonariatu wynikało, że i inni udziałowcy powinni mieć coś do powiedzenia. Na dodatek kryzys pokazał, że łatwiej wejść na rynek rosyjski, niż go opuścić. Gdy tylko nastroje na parkiecie zbliżały się do paniki, władze zawieszały notowania. By nie dopuścić do załamania kursu rubla, wydano miliardy dolarów. Mimo tych wysiłków władz mieszkańcy Rosji tracą zaufanie do swojej waluty.

W Polsce nie mamy tylu surowców, które Moskwie zawsze przynosiły poważne przychody eksportowe. Mimo to w naszych bankach nie ma paniki, a spadki na giełdzie są dużo mniej gwałtowne. Obserwujemy przenoszenie depozytów do państwowych banków, a nawet do domowych sejfów. Polacy kupują też więcej walut niż zwykle. Wielu inwestorów zagranicznych wycofało się z Polski. Wszystko to odbywa się jednak spokojnie, nie przynosząc gospodarce liczących się strat.

To, że dziś możemy spokojnie porównywać zachowanie naszych obywateli z postawą mieszkańców takiego giganta jak Rosja, jest zasługą zaufania, jakie społeczeństwo ma do konsekwentnej polityki gospodarczej kolejnych rządów. Trzeba to doceniać i chronić jak największy skarb.

[ramka]Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/jablonski/2008/10/22/zaufanie-przeliczone-na-dolary/]blogu[/link][/ramka]