[b]Rz: Czy w Polsce możemy mówić o kryzysie finansowym? [/b]
[b]Leszek Pawłowicz: [/b]Zaraziliśmy się kryzysem braku zaufania, co widać po spadkach cen akcji na warszawskiej giełdzie oraz po zawieranych na bardzo krótki okres transakcjach na rynku międzybankowym. Wiele banków gromadzi zapasy gotówki i tym samym nasila kłopoty z płynnością. Narodowy Bank Polski i rząd starają się temu zaradzić, ale formuły, które wykorzystują, nie pomagają jak dotychczas odblokować rynku międzybankowego. Konsekwencją tego będzie zapaść akcji kredytowej.
[b]Będziemy mieli problem z otrzymaniem kredytu?[/b]
To będzie główny problem w przyszłym roku i nie będzie dotyczyć tylko przedsiębiorstw, ale także klientów indywidualnych. Problemy z płynnością finansową oraz zwiększona restrykcyjność banków i nadzoru ograniczą podaż kredytów. Zwiększy się również realny koszt kredytu, co z kolei ograniczy popyt na kredyt. Nawet relatywnie tanie jak dotychczas kredyty mieszkaniowe we frankach szwajcarskich gwałtownie ostatnio podrożały. Warto zwrócić uwagę na spready walutowe (różnica między kursem kupna i sprzedaży waluty – red.), które dziś stosują banki.
Są one nienormalnie wysokie, podobijają koszt kredytu. Nie dość, że ten nasz Kowalski musi wziąć na siebie ryzyko kursowe, to dodatkowo bank dobija go potężnym spreadem. Może być tak, że w końcu Kowalski nie będzie w stanie udźwignąć zmieniającego się ryzyka kursowego i kosztów narzucanych mu dodatkowo przez bank. Dziwię się, że w tej sytuacji całkowicie bezczynny jest Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który nie reaguje na nieetyczne postępowanie banków. Banki powinny zarabiać na prowizji, a nie na spreadach. Wysokość spreadu walutowego jest ukrytym kosztem kredytu.