Z drugiej strony jednak źle skonstruowany „porządek”, nieumiejący zarządzać ryzykiem, uczyć się z własnych doświadczeń i skupiać energii, sam staje się dodatkowym źródłem chaosu. Szczególnie gdy ów „porządek” opiera się na syzyfowych wysiłkach, aby opanować sieciowe procesy przy wykorzystaniu hierarchicznie zorganizowanej struktury.
Tak jest i w obecnym kryzysie. Wygrają te regiony świata, które potraktują kryzys jako szansę pozwalającą wprowadzić konieczne (a długo odkładane) reformy instytucjonalne, skupić się na – tańszych w warunkach recesji – inwestycjach infrastrukturalnych, wydłużyć horyzont czasowy decyzji i – przede wszystkim – odnaleźć w sobie nowe źródła energii. Jak Chiny, które decydując się na początku kryzysu na zalegalizowanie handlu prawami użytkowania ziemi, uruchomiły ok. 730 mln potencjalnych kredytobiorców i zasiliły lokalne rynki. Ten manewr pomoże przeorientować gospodarkę, dotychczas zależną od eksportu, na wzrost oparty na popycie wewnętrznym.
[srodtytul]Nowe strategie[/srodtytul]
Odbudowanie zaufania i pomysłowe zarządzanie ryzykiem utraty płynności na rynkach finansowych to tylko początek drogi. Kolejnym krokiem i kluczem do sukcesu jest wypracowanie – właśnie w warunkach kryzysu – nowej strategii rozwoju w sferze realnej. Ów sukces zależy w znacznej mierze od wykorzystania lokalnych rezerw. Jak pokazali Chińczycy, takim zasobem może być, paradoksalnie, zacofanie w danej dziedzinie. Jego wyeliminowanie (czy tylko uruchomienie kreatywnej samoorganizacji) pozwoli bowiem na skok to przodu.
Nadmiernie zuniformizowane i scentralizowane zasady nadzoru finansowego mogą tu być przeszkodą. Szczególnie gdy, jak choćby w Polsce, mamy do czynienia ze sporem rządu z Komisją Europejską co do publicznego charakteru oszczędności zgromadzonych w OFE i zasad ich przepływu. Nadzwyczajne regulacje, np. koncentrujące kapitały w centrali, przy prawie 100-proc. umiędzynarodowieniu instytucji gromadzących fundusze emerytalne w naszym kraju, może pogłębić problemy giełdy. Podobnie – nacjonalizacja banków. W Europie nie ma tak efektywnych, jak w USA czy Japonii, instytucji stymulowania i zarządzania innowacjami działających na styku kapitału prywatnego i środków publicznych. Nawet przejściowa nacjonalizacja byłaby więc – w wypadku UE – wprowadzeniem na rynki finansowe logiki politycznej.