Kilka publikacji danych z USA i strefy euro sprawiło, że po raz pierwszy od dłuższego czasu inwestorzy zaczęli wierzyć, iż światowa gospodarka zbliżyła się do dna, a kolejne kwartały powinny przynieść mniejsze lub większe ożywienie.
Poprawa nastrojów nie ominęła i Polski. Nie licząc pesymistycznych (choć niewykluczone, że realistycznych) prognoz Komisji Europejskiej, większość danych z ostatnich tygodni okazała się zgodna lub nieznacznie lepsza od oczekiwań. Tak przynajmniej było w przypadku produkcji przemysłowej oraz wynagrodzeń w sektorze przedsiębiorstw. Zaskakująco optymistycznie zostały też zinterpretowane najnowsze szacunki rządowe, wskazujące na niewielki spadek bezrobocia w kwietniu. Niewiele osób zwraca uwagę, że ten spadek można przypisać czynnikom sezonowym, a nie rzeczywistej poprawie sytuacji w kraju.
Niestety pod warstwą kilku lepszych od prognoz wskaźników wciąż widać sygnały, że polska gospodarka najgorsze ma jeszcze przed sobą. Od końca 2008 r. liczba nowo zarejestrowanych bezrobotnych dynamicznie rośnie i w marcu była o ok. 50 proc. wyższa niż w analogicznym okresie 2008 r. Jednocześnie wyraźnie spada liczba osób, które zostały wyrejestrowane z listy bezrobotnych ze względu na podjęcie pracy. Niestety zmiany na rynku pracy cechują się wysoką inercją i choćby dlatego można przypuszczać, że niekorzystne trendy będą kontynuowane. Nawet jeżeli ożywienie popytu za granicą doprowadzi do wyhamowania spadków produkcji przemysłowej i eksportu, wcale nie oznacza to, że trend wzrostowy bezrobocia zostanie szybko odwrócony. Trudno bowiem oczekiwać, że firmy, które podjęły trudne decyzje o redukcji zatrudnienia, szybko zdecydują się na jego zwiększenie.
Najwidoczniej gospodarka doszła do pewnego przełomowego momentu. W ostatnich miesiącach spowolnienie było związane z załamaniem popytu zagranicznego, jednak dynamika procesów na rynku pracy pokazuje, że szok zewnętrzny prawdopodobnie zaczął przekładać się też na wyraźne osłabienie popytu krajowego. O ile dotąd obawy dotyczyły głównie inwestycji, wzrost bezrobocia sugeruje, że problemem może być również wyraźne osłabienie popytu konsumpcyjnego, który miał być lokomotywą wzrostu gospodarki.
Pozostaje mieć tylko nadzieję, że ożywienie w Europie Zachodniej rzeczywiście przyjdzie szybciej, niż oczekiwano, pomagając uniknąć większego pogorszenia sytuacji na rynku pracy.