Ministrowie rządu Donalda Tuska opublikowali swoje oświadczenia majątkowe. Wynika z nich, że wprawdzie ich zarobki w ostatnim roku wzrosły, ale stan posiadania, z jednym wyjątkiem, prawie się nie zmienił. Szef rządu ani żaden z pięciu jego ministrów zajmujących się gospodarką nie zmienili nawet prywatnych samochodów, mimo że niektórzy z nich jeżdżą dwunastoletnimi pojazdami.
Niespecjalnie odnosili też sukcesy, inwestując na giełdzie czy w funduszach inwestycyjnych. W niektórych wypadkach stan posiadania w tym punkcie skurczył się, i to znacznie. Nie wiadomo tylko, czy np. Jacek Rostowski sprzedał część swoich jednostek czy na skutek zawirowań na rynkach finansowych tak bardzo spadła ich wartość. W jego przypadku bowiem wartość zaangażowanych środków w fundusze spadła ze 176 tys. zł do 83 tys. zł.
Szef resortu finansów znacznie powiększył za to swój stan posiadania w walutach obcych – szczególnie w dolarach i forintach. – Można uznać, że minister nie ma zaufania do krajowej waluty i dlatego przewalutował swój majątek – mówi jeden z doradców finansowych. – Ale przejście na dolary w czasach, gdy złoty słabnie, jest dobrym posunięciem.
Jeśli chodzi o zmysł inwestycyjny, większym rozsądkiem wykazał się Donald Tusk – kupował jednostki funduszy inwestycyjnych, gdy ich wartość już spadała. Nie wiadomo tylko, czy robił to na początku roku, gdy do dna jeszcze trochę brakowało, czy pod jego koniec, kiedy rzeczywiście można było w niektórych wypadkach nabyć jednostki po atrakcyjnych cenach. Także premier wzorem ministra finansów zamieniał złote na dolary – jego stan posiadania w tej walucie wzrósł z 0,5 tys. do 3,5 tys. dolarów.
Pozostali ministrowie ufają tylko złotemu, nie są zainteresowani inwestycjami w nieruchomości, poza Elżbietą Bieńkowską, która wykazała wzrost swojego majątku dzięki inwestycjom w akcje, pozostali nie interesują się także giełdą.