Biznes po polsku

Bycie przedsiębiorcą, sugerują media, zaczyna się od wyciągnięcia ręki po pieniądze, a później już prosta droga – wprost śladem Billa Gatesa

Publikacja: 07.09.2009 02:26

Biznes po polsku

Foto: Fotorzepa, Pio Piotr Guzik

Red

Wielkie tytuły artykułów w prasie codziennej oraz krzykliwe informacje portali internetowych nie mogą nie przyciągać uwagi. Aż 40 tys. złotych pomocy może otrzymać każdy, kto założy nową firmę. Fachowa prasa ekonomiczna nie krzyczy, nie robi sensacji, lecz nieco skonsternowana informuje o programie transformacji bezrobotnych Polaków w przedsiębiorców. Skonsternowana, gdyż niepewna, jakie zająć stanowisko wobec takiej inicjatywy. Jest niewątpliwą, choć w Polsce późno odkrytą, prawdą, że „gospodarka przedsiębiorczością stoi”, że od energii i pomysłowości przedsiębiorców zależy i konkurencyjność gospodarki, i poziom życia Polaków. Jednakże wielu ekspertów i komentatorów gospodarczych ma wątpliwości zarówno co do celów, jak i środków realizacji programu. Wątpliwości te rodzi wiedza ekonomiczna oraz doświadczenie wielu krajów.

[srodtytul]Przedsiębiorczość przedsiębiorczości nierówna[/srodtytul]

Przedsiębiorczość jest oczywiście na wagę złota, lecz przedsiębiorczość nie jest zjawiskiem jednolitym. Jest przedsiębiorczość twórcza, gdy powstają nowe produkty i usługi lepiej zaspokajające potrzeby klientów. Jest przedsiębiorczość gospodarczo ambiwalentna, gdy samodzielna działalność gospodarcza jest podejmowana jako styl życia czy chęć wymknięcia się z gorsetu sztywnych regulacji. Jest także przedsiębiorczość społecznie szkodliwa, jeśli nie wprost kryminalna.

[wyimek]Złudne jest oczekiwanie, że obecni bezrobotni będą umieli stworzyć dynamiczne firmy[/wyimek]

Rozwój gospodarczy rodzi się dzięki przedsiębiorczości twórczej i innowacyjnej. Rządowi nie powinno więc chodzić o poprawianie wskaźników ilościowych, o wzrost liczby przedsiębiorców, mikro czy małych firm. Bijąc rekordy pod względem liczby firm w przeliczeniu na liczbę mieszkańców, znaleźlibyśmy się w towarzystwie Bangladeszu, Indonezji czy Peru, gdyż to właśnie kraje nisko rozwinięte charakteryzują się wysoką liczbą samozatrudnionych, podejmujących działalność gospodarczą oraz mikroprzedsiębiorstw – firm zatrudniających do dziesięciu osób.

Badania ekonomiczne dowodzą, że zdecydowana większość nowo tworzonych firm zanika przed upływem pięciu lat, że tworzą one znacznie mniej nowych miejsc pracy (w Stanach Zjednoczonych około 7 proc.) niż firmy już istniejące, oraz że są to miejsca pracy o niskiej jakości (niska płaca oraz mało atrakcyjne warunki pracy).

Złudzeniem jest także oczekiwanie, że twórcza przedsiębiorczość oraz dynamiczne firmy będą dziełem bezrobotnych, pozbawionej doświadczenia zawodowego młodzieży czy kobiet po zakończeniu urlopów wychowawczych. Decyzja o zostaniu przedsiębiorcą jest zawsze decyzją w danych warunkach życiowych. Doświadczony inżynier, technolog czy informatyk, zakładając firmę, robi to w nadziei na realizację przedsiębiorczej idei i zyski znacznie przewyższające jego obecne dochody. Dla bezrobotnej czy nigdzie wcześniej niepracującej osoby każda przedsiębiorczość i każde dochody są atrakcyjne. Subsydiując zakładanie nowych firm przez takie właśnie osoby, należy oczekiwać powstawania firm w dziedzinach o niskich barierach wejścia, wysokiej konkurencji i niskiej rentowności. W rezultacie powstawać będą mikroprzedsiębiorstwa „obwoźnej sprzedaży zapiekanek”, które ulegną likwidacji po wygaśnięciu subsydiów.

Czy dzięki nim należy oczekiwać wzrostu zatrudnienia? W minimalnym, jeśli w ogóle dostrzegalnym, stopniu, gdyż mikrofirmy w sektorach o niskich wymogach kapitałowych co najwyżej wypchną i zmuszą do likwidacji inne podobne firmy, doprowadzając do ich prostego zastąpienia. Czy firmy takie budują konkurencyjność polskiej gospodarki w okresie, gdy rozwój gospodarczy zależy od innowacyjności, tworzenia i wykorzystania wiedzy? Czytelnik domyśla się odpowiedzi.

[srodtytul]Wydatki bez efektów[/srodtytul]

Inteligentne rządy uczą się na doświadczeniu innych. Rząd Niemiec wydaje rocznie około 12 miliardów euro na programy transformacji bezrobotnych w przedsiębiorców. Nikt nie potrafi jednak wskazać choćby jednego przykładu dynamicznej, rozwijającej się firmy powstałej dzięki tym olbrzymim wydatkom. Rząd Polski w latach 2002 – 2004 zrealizował kosztujący kilkaset milionów złotych program „Pierwsza firma” – do tej pory jednak nie zrobiono „remanentu” i nie pokazano wyników programu, które prawdopodobnie eufemistycznie można określić mianem rozczarowujących.

Wydaje się, że autorzy obecnego programu nie wierzą w deklarowany cel rozwoju przedsiębiorczości, gdyż administrowanie programem powierzyli urzędom pracy, które, jak się zdaje, nie specjalizują się w doradztwie i selekcji projektów o największym potencjale sukcesu biznesowego. Jeśli te pieniądze nie mają zostać jałowo wydane i potraktowane jako swoiste – nieco na wzór „złotych spadochronów” – kawiorowe zasiłki dla bezrobotnych, to do obu ważnych celów, a mianowicie do wzrostu liczby twórczych przedsiębiorstw i wzrostu zatrudnienia, należy dążyć za pomocą innych instrumentów.

Analizy empiryczne dowodzą, że największy wzrost zatrudnienia ma miejsce w firmach już istniejących i w niewielkiej grupie nowych firm, które nie powstają jednak dzięki takim programom, lecz są wynikiem połączenia idei przedsiębiorczej popartej kwalifikacjami i doświadczeniem przedsiębiorcy oraz środków funduszy kapitałowych typu venture capital. Ani młodzi bezrobotni, ani polskie urzędy pracy kryteriów tych nie spełniają.

Środkami publicznymi na wsparcie innowacyjnych przedsiębiorstw powinny dysponować instytucje, które starałyby się naśladować sposób działania firm venture capital, a nie administracji zasiłkowej. Środki te powinny trafiać do istniejących szybko rozwijających się firm, do polskich gazel biznesu, na przedsięwzięcia o dużym potencjalne sukcesu rynkowego. Środki publiczne nie powinny być wydawane byle jak, na odczepnego, nawet pod szczytnym hasłem wsparcia przedsiębiorczości.

[i] Prof. dr. hab. Aleksander Surdej jest kierownikiem katedry Studiów Europejskich Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, gościnnie wykłada w World Institute for Development Economics Research, Helsinki

Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji[/i]

Wielkie tytuły artykułów w prasie codziennej oraz krzykliwe informacje portali internetowych nie mogą nie przyciągać uwagi. Aż 40 tys. złotych pomocy może otrzymać każdy, kto założy nową firmę. Fachowa prasa ekonomiczna nie krzyczy, nie robi sensacji, lecz nieco skonsternowana informuje o programie transformacji bezrobotnych Polaków w przedsiębiorców. Skonsternowana, gdyż niepewna, jakie zająć stanowisko wobec takiej inicjatywy. Jest niewątpliwą, choć w Polsce późno odkrytą, prawdą, że „gospodarka przedsiębiorczością stoi”, że od energii i pomysłowości przedsiębiorców zależy i konkurencyjność gospodarki, i poziom życia Polaków. Jednakże wielu ekspertów i komentatorów gospodarczych ma wątpliwości zarówno co do celów, jak i środków realizacji programu. Wątpliwości te rodzi wiedza ekonomiczna oraz doświadczenie wielu krajów.

Pozostało 86% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację