Nie wymieniajmy tak szybko podręczników do ekonomii

Nowatorskie i niestandardowe metody walki z kryzysem muszą też oznaczać sięgnięcie do często mniej znanych modeli ekonomicznych

Publikacja: 21.09.2009 05:43

Łukasz Hardt

Łukasz Hardt

Foto: Rzeczpospolita

Red

W niedawnym artykule na łamach „Rz” pt. „Podręczniki ekonomii do wymiany” Jacek Wiśniewski postawił tezę, że współczesna ekonomia poniosła w obliczu kryzysu porażkę, gdyż po pierwsze nie potrafiła go przewidzieć, a po drugie nie jest w stanie zaoferować skutecznych środków zaradczych. Część tez tego artykułu wymaga uzupełnienia, a część skłania do polemiki.

Powiedzenie, że podręczniki do ekonomii nadają się jedynie do wymiany, jest mocnym zarzutem w stosunku do królowej nauk społecznych, jak często się określa ekonomię. Stwierdzenie to implikuje, że ekonomia, przynajmniej ta, która wykładana jest na uniwersyteckich studiach magisterskich, jest bezużyteczna i powinna być zastąpiona przez „nową” ekonomię, która byłaby bliższa rzeczywistości i oparta na bardziej realistycznych założeniach. Trudno się zgodzić z tak mocno sformułowaną krytyką ekonomii, i to z kilku powodów.

[srodtytul]Co z prognozowaniem?[/srodtytul]

Nie sposób uznać w pełni stawiany przez Wiśniewskiego postulat metodologiczny, że o wartości teorii decyduje jej zdolność do przewidywania. Bo jak wtedy mielibyśmy oceniać chociażby zasadność przeznaczania znaczących środków finansowych na instytuty meteorologiczne, które przecież nie są w stanie prognozować pogody z wysokim prawdopodobieństwem w perspektywie kilku tygodni?

Nikt jednak nie czyni im z tego powodu zarzutu, nikt też nie odrzuca wykorzystywanych przez nie modeli, bo o wartości danej teorii nie może decydować tylko zdolność do przewidywania, ale i zdolność do wyjaśniania. I tutaj współczesna ekonomia źle nie wypada. Narzędzia ekonomii neoklasycznej, a zwłaszcza założenie, że gospodarujące podmioty maksymalizują użyteczność (firmy powiększają zyski), okazało się wyjątkowo przydatne nie tylko jeśli chodzi o analizowanie zjawisk czysto ekonomicznych, ale też o wyjaśnianie zjawisk, które do niedawna metodami czysto ekonomicznymi nie były analizowane. Jak chociażby ekonomia rodziny G. Beckera czy analiza ekonomiczna zachowań religijnych, decyzji podejmowanych przez polityków, a nawet takich zjawisk społecznych, jak prostytucja, uzależnienie od narkotyków, hazard, samobójstwa.

Grzechem ekonomii jest jednak to, że ekonomiści nie czują się odpowiedzialni za informowanie opinii publicznej o ograniczeniach wykorzystywanych przez nich modeli, a także, że nie zabierają głosu w sytuacji, gdy sformułowane przez nich modele są przez graczy rynkowych źle wykorzystywane. W tym sensie ekonomiści mogą być uznani za współodpowiedzialnych za obecny kryzys. [wyimek]Ekonomiści w większości już się zgadzają z tym, że rynek nie funkcjonuje w sposób doskonały[/wyimek]

Dlatego ekonomiści akademiccy powinni w większym stopniu o ograniczeniach ekonomii informować opinię publiczną oraz nauczać studentów. W tym kontekście należy się zgodzić z postulatem Jacka Wiśniewskiego, aby kurs historii ekonomii uczynić kursem obligatoryjnym na studiach ekonomicznych, bo cóż lepiej uczy pokory niż analiza tego, jak wydawać by się mogło doskonałe modele ekonomiczne przegrywały w starciu ze zmieniającą się rzeczywistością i jak były zastępowane przez teorie alternatywne.

Kurs metodologii ekonomii powinien zajmować istotne miejsce w edukacji ekonomicznej, bo bez tego ekonomiście trudno będzie zrozumieć i wytłumaczyć to, dlaczego nie można jednoznacznie rozstrzygnąć chociażby sporu pomiędzy monetaryzmem a keynesizmem.

Ta „nowa” ekonomia jest już w zasięgu reki, a tzw. ekonomia głównego nurtu też w ostatnich latach istotnie się zmieniła i odeszła od rygoryzmu założeń behawioralnych, obecnych w niej przez znaczną część XX wieku, a więc przede wszystkim postulatu pełnej racjonalności gospodarujących podmiotów i dysponowania przez nie doskonałą informacją.

[srodtytul]Spóźniona reakcja[/srodtytul]

Ekonomiści w większości zgadzają się już z tym, że rynek nie funkcjonuje w sposób doskonały, bez tarcia, oraz rozumieją, iż to odpowiednie instytucje (regulacje) ograniczają niedoskonałości rynku i zmniejszają koszty transakcyjne jego działania. Źle się jednak stało, że docenienie roli instytucji przyszło stosunkowo późno i że przez lata zakładano, iż problem oportunizmu graczy rynkowych rozwiąże sam rynek, bez właściwych regulacji, co pewnie odegrało jakąś rolę w stworzeniu warunków dla obecnego kryzysu.

Oczywiście pozostaje pytanie, jak szybko te osiągnięcia teoretyczne są uwzględniane w podręcznikach ekonomii na poziomie magisterskim. Nie jest z tym niewątpliwie najlepiej, a postępującemu zwiększeniu zróżnicowania ekonomii nie towarzyszy wzrost akceptacji dla pluralizmu w ekonomii, a więc poglądu, zgodnie z którym stan większego zróżnicowania teorii jest zjawiskiem korzystnym. Podręczniki ekonomii niewątpliwie wymagają uzupełnienia.

Po trzecie wskazywane przez Wiśniewskiego elementy „nowej” ekonomii, a więc chociażby finanse behawioralne, nie są już w istocie teorią nowatorską i mają już dosyć długą tradycję w XX-wiecznej ekonomii. Tym, co obecnie rzeczywiście nowe w ekonomii, są wszystkie te podejścia badawcze, które przestają definiować system rynkowy w kategoriach równowagowych i skłaniają się do większego zastosowania teorii ewolucji.

Jeśli przyjmiemy za ekonomią złożoności, że gospodarka jest swobodnie ewoluującym systemem, projektem bez projektanta, to rozumowanie w kategoriach osiągania równowagi staje się bezzasadne, bo w takim systemie nie ma równowagi, a jedynie mniejsza lub większa entropia. W tym kontekście tradycyjna debata skupiona wokół takich pytań, jak „jaki kapitalizm?”, „jakie instytucje?” czy „ile państwa w gospodarce?”, uzyskuje zupełnie inny wymiar i znaczenie, a odpowiedź te pytania „z góry” nie jest możliwa.

Skoro interakcjami pomiędzy podmiotami gospodarczymi rządzą prawa podobne do praw ewolucji organicznej, to również prognozowanie stanu gospodarki za kilka lat, a w sytuacji wysokiej entropii nawet w perspektywie kilku miesięcy, staje się bezcelowe, i to tutaj prawdopodobnie tkwią źródła małej wiarygodności prognoz gospodarczych.

Ponadto, na co wskazuje również pośrednio Wiśniewski, postulując wprowadzenie do programu studiów ekonomicznych w większym zakresie kursu polityki gospodarczej, niezmiernie istotne jest to, aby badać implikacje osiągnięć teoretycznych ekonomii dla praktyki.

[srodtytul]Opisane zjawiska[/srodtytul]

Dlatego chociażby zastanawiające jest zdziwienie komentatorów zjawisk gospodarczych, również ekonomistów, wynikające z tego, że menedżerowie korporacji nie maksymalizują zysku firmy, ale realizują swoje prywatne, często niezgodne z interesem firmy, cele. To zjawisko zostało przecież już dobrze opisane w literaturze ekonomicznej na przełomie lat 60. i 70. XX wieku, a pisał o nim zresztą już Adam Smith: „Dyrektorzy takich kompanii (korporacji) zawiadują raczej cudzymi pieniędzmi niż własnymi, przeto nie można się spodziewać, aby dbali o te fundusze z taką samą starannością, z jaką troszczą się o własne fundusze wspólnicy w spółce prywatnej”.

Warto uczyć tego studentów. Poza tym, nawiązując tutaj do wspomnianejwyżej ekonomii złożoności, należy się zastanowić nad implikacjami tego sposobu opisu rzeczywistości dla praktyki gospodarczej, a są one niezmiernie istotne i stosunkowo mało znane, nawet wśród ekonomistów. Okazuje się, że wtedy pytaniem nie jest dylemat: rynek versus państwo, ale to, w jaki sposób rynek i państwo powinny równolegle funkcjonować, aby zapewnić efektywne działanie ewolucyjnego systemu społeczno-gospodarczego – jak pisze w swojej ostatniej znakomitej książce Eric Beinhocker.

Tego typu podejście, w którym zanika dychotomia pomiędzy mikro- a makroekonomią, pozwala analizować system gospodarczy w zupełnie nowym świetle i ma istotne implikacje dla polityki gospodarczej. Warto więc, aby obecnej w polskiej debacie publicznej dyskusji o kryzysie i sposobach jego przezwyciężenia towarzyszyła debata nad samą ekonomią, bo nowatorskie i niestandardowe metody walki z kryzysem muszą również oznaczać sięgnięcie do często mniej znanych modeli ekonomicznych.

[i]Autor jest adiunktem na Wydziale Nauk Ekonomicznych UW oraz w Instytucie Nauk Ekonomicznych PAN[/i]

W niedawnym artykule na łamach „Rz” pt. „Podręczniki ekonomii do wymiany” Jacek Wiśniewski postawił tezę, że współczesna ekonomia poniosła w obliczu kryzysu porażkę, gdyż po pierwsze nie potrafiła go przewidzieć, a po drugie nie jest w stanie zaoferować skutecznych środków zaradczych. Część tez tego artykułu wymaga uzupełnienia, a część skłania do polemiki.

Powiedzenie, że podręczniki do ekonomii nadają się jedynie do wymiany, jest mocnym zarzutem w stosunku do królowej nauk społecznych, jak często się określa ekonomię. Stwierdzenie to implikuje, że ekonomia, przynajmniej ta, która wykładana jest na uniwersyteckich studiach magisterskich, jest bezużyteczna i powinna być zastąpiona przez „nową” ekonomię, która byłaby bliższa rzeczywistości i oparta na bardziej realistycznych założeniach. Trudno się zgodzić z tak mocno sformułowaną krytyką ekonomii, i to z kilku powodów.

Pozostało 88% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację