Jedną z podstaw istnienia Unii Europejskiej jest zasada swobodnego przepływu towarów. Plik z filmem lub utworem muzycznym to towar. Ale wcale nie tak powszechnie dostępny w Polsce. Sztandarowym przykładem jest tu iTunes Music Store firmy Apple. Brytyjczyk może w nim kupić to, co chce. Polak nie może nic. Nie chcę nikogo rozgrzeszać, bo nie wiem, o ile spadłoby piractwo nad Wisłą, gdyby można było w Polsce kupić dowolną piosenkę.
Brak dostępu do produktu to tylko jeden z problemów. O dziwo te same piosenki w polskich sklepach są droższe niż np. w brytyjskich. Argument koronny - bo w Polsce jest wyższe piractwo, to absurd. Ciekawe o ile piractwo by spadło, gdybyśmy płacili tę samą cenę.
iTunes to nie wyjątek. Przykłady można mnożyć. Dlaczego duże wytwórnie nie sprzedają swoich filmów w polskich, legalnych internetowych wypożyczalniach wideo na żądanie? I nie chodzi tu wcale o nowości, bo jasne jest, że aby film się zwrócił wpierw musi zarobić na siebie w kinie. Dlaczego polscy internauci od lat odcięci są od możliwości zakupu np. transmisji online choćby z meczów NBA? Dlatego, że ktoś ma w Polsce na nie wyłączność? W Stanach ESPN czy NBC też kupiły prawa do transmisji, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by Amerykanie mogliby te mecze odpłatnie oglądać. Kibic, fan sportu czy meloman nie mają w Polsce lekko.
Unia Europejska powinna zajmować się nie tylko karaniem, ale także wyrównywaniem praw obywateli krajów członkowskich. A by to zrobić musi też znieść nierynkowe ograniczenia wymyślone przez producentów. Może się okazać, że w efekcie problem piractwa przestałby być tak palący.