Mechanizm ten boleśnie odczuły ryzykowne aktywa przy okazji ostatnich wydarzeń nad Zatoką Perską.
Należy podkreślić, że wydarzenia te (gwałtowne rozszerzenie spreadów kredytowych czy też wzrost ceny ubezpieczenia dubajskiego długu) wpisały się w proces korekty wcześniejszego bezkrytycznego, podyktowanego dostępem do taniego pieniądza z banków centralnych, wzrostu cen obligacji firm i krajów o nawet najbardziej nadwerężonej reputacji. W korekcie tej pewną rolę odgrywać mogła również zwykła realizacji zysków przez inwestorów przed końcem roku.
Nie wydaje się jednak, aby to zjawisko, czyli rozszerzenie spreadów kredytowych i osłabienie walut krajów rozwijających, trwale zdeterminowało ceny długu i kursy walut. Wraz ze zbliżaniem się momentu implementacji „strategii wyjścia” przez banki centralne, inwestorzy mogą w przyszłości już w większym stopniu akcentować różnice wynikające z ryzyka emitenta/kraju, wielkości podaży długu i jego płynności.
W takim otoczeniu szczególnie dobrze radzić powinny sobie aktywa krajów takich jak Polska. Wycenę polskiego długu oraz kurs złotego wspierać powinien proces spadku premii za ryzyko. Mimo braku planu szybkiej konsolidacji fiskalnej, dzięki utrzymaniu wzrostu gospodarczego, ryzyko niekontrolowanego wzrostu długu publicznego wydaje się ograniczone.
Ryzyko niesfinansowania polskiego deficytu, co szczególnie odczułaby polska waluta, zmniejsza fakt przedstawienia przez polski rząd awaryjnych strategii obejmujących ambitne plany prywatyzacyjne, możliwość przekazania ponad 10 mld zł zysku z NBP do budżetu państwa, zwiększenia emisji euroobligacji czy wreszcie pomniejszenia długu publicznego o aktywa zgromadzone przez OFE i tym samym uniknięcia przekroczenia przez dług limitu 55 proc. PKB.