Na szczęście tym razem, mając w pamięci wydarzenia sprzed dwóch lat, europejscy decydenci zareagowali błyskawicznie, a na dodatek w bezprecedensowy sposób.
Weekendowe wydarzenia są ważne przede wszystkim z dwóch powodów. Utworzenie funduszu stabilizacyjnego w wysokość 500 mld euro, na który złożą się członkowie Unii Europejskiej oznacza wyraźny krok do ujednolicenia polityki fiskalnej. W perspektywie należy oczekiwać prób ograniczenia niezależności rządów krajowych na rzecz Brukseli. Po drugie, zapowiedź kupowania przez Europejski Bank Centralny obligacji rządowych państw członkowskich oznacza, że rynki przestaną traktować dług publiczny państw członkowskich denominowany w euro jako dług denominowany w walucie obcej, co moim zdaniem miało do tej pory miejsce i przejawiało się w tym, że inwestorzy obawiali się o sytuację we Włoszech i Hiszpanii, a jednocześnie kupowali obligacje brytyjskie. Co ciekawe, zapowiedź kupowania obligacji rządowych przez Europejski Bank Centralny – mimo że powinna zwiększać podaż pieniądza i osłabiać walutę – umocniło euro. Wydarzenia ostatnich tygodni pokazują konieczność uporządkowania finansów publicznych w państwach strefy euro, ale także w Wielkiej Brytanii czy Stanach Zjednoczonych.
W najbliższym czasie będziemy zapewne świadkami ogłaszania planów oszczędnościowych przez państwa, które nie tak dawno przebijały się w wysokości pakietów stymulujących. Ostatnie wydarzenia oznaczają też, że Polska – mimo że jest w o niebo dużo lepszej sytuacji niż Grecja czy Irlandia – również powinna szybko przystąpić do zreformowania publicznych finansów.