Koniec trzyletniego karnawału

Polska zaczęła stymulować popyt wewnętrzny wcześniej niż inni i zrobiła to naprawdę solidnie. To wyjaśnia fenomen zielonej wyspy wzrostu na mapie kryzysowej Europy. Teraz jednak czas na reformy – pisze ekonomista

Publikacja: 23.06.2010 02:49

Koniec trzyletniego karnawału

Foto: Fotorzepa

W latach 2008 – 2010 polska gospodarka była na solidnym dopalaczu. Wzrost wydatków sektora publicznego w tym czasie znacząco przekraczał dynamikę potencjalnego PKB. Skala zależnego od rządzących poluzowania polityki fiskalnej w latach 2008 – 2009 oszacowana została przez ekspertów Międzynarodowego Funduszu Walutowego na 4,25 proc. PKB. Gros z tego przypada naturalnie na redukcję obciążeń parapodatkowych, w tym głównie składki rentowej. Według moich szacunków dodać do tego trzeba kolejny 1 proc. PKB z tytułu obniżki podatków PIT w roku 2010.

Łącznie więc w latach 2008 – 2010 skalę poluzowania fiskalnego oceniać można na nie mniej niż 5,25 proc. PKB. Skumulowany przyrost deficytu sektora general government w Polsce (tym wskaźnikiem posługuje się Eurostat) z lat 2008 – 2010 sięgał będzie najprawdopodobniej wielkości 6,3 proc. PKB, a może być nawet wyższy, o ile w pełni wykonany zostanie plan tegorocznego deficytu budżetu państwa. W takim przypadku deficyt miedzy rokiem 2009 a 2010 wzrósłby zresztą o ponad 1 proc. PKB, przekraczając w bieżącym roku 8 proc. PKB.

Ten potężny, trwający już trzy lata impuls fiskalny jest jedną z podstawowych przyczyn objaśniających fenomen polskiej zielonej wyspy wzrostu na mapie Europy. Modelowe założenia wskazują, że 1 pkt proc. wzrostu deficytu przekłada się w krótkim okresie (1 – 2 lata) na dodanie do dynamiki PKB 0,4 pkt proc. Wychodzi na to, że stymulacja fiskalna, rozpoczęta jeszcze przez rząd PiS w czasach, kiedy mało się mówiło o kryzysie finansowym, a jeszcze mniej fiskalnym, kontynuowana następnie twórczo przez rząd PO – PSL, podniosła w minionych dwóch latach dynamikę PKB w wymiarze skumulowanym o nie mniej niż 2,5 proc. PKB.

Naszą stymulację popytu krajowego rozpoczęliśmy więc wcześniej niż inni i zrobiliśmy to naprawdę solidnie. A teraz, w ślad do innymi pora się zabrać za wycofywania się z tego instrumentu polityki gospodarczej. Dlaczego? Ano dlatego, że przed nami wciąż jeszcze trudne czasy i wiele czynników ryzyka.

Po stronie tych od nas niezależnych wymienić wypada: rozlanie się kryzysu globalnego po ewentualnej restrukturyzacji długu greckiego; znaczące spowolnienie wzrostu w Chinach po silnej aprecjacji juana; niewystarczającą skalę i brak wiarygodności programów dostosowań fiskalnych w Europie.

Po naszej stronie są to między innymi: ryzyko polityczne związane z wyborami parlamentarnymi; ostrzejsza od przewidywań nieakomodacyjna polityka monetarna RPP (w tym nie tylko podwyżki stóp procentowych, ale również likwidacja nadpłynności w sektorze bankowym); umocnienie się rynku w przeświadczeniu istnienia nieformalnego, tolerowanego przedziału wahań kursu złotego (obecnie 4,0 – 4,20 zł za euro); dostosowania w bilansach banków po stronie aktywnej w związku ze wzrostem w portfelach kredytowych nieobsługiwanych kredytów (NPL’s).

Najpoważniejszym czynnikiem ryzyka pozostaje jednak wciąż brak wiarygodnej ścieżki dostosowań fiskalnych. Najpóźniej wczesną jesienią rynek musi zobaczyć program redukcji deficytu sektora GG rzędu minimum 1,2 – 1,5 proc. PKB, który ma nastąpić między rokiem 2010 a 2011. Wymaga to w roku 2011 oszczędności w wydatkach rządowych nie mniejszych niż 24 mld zł.

Bez takich oszczędności zagraża nam poważna przecena aktywów złotowych po prezentacji projektu przyszłorocznego budżetu, gdzie potrzeby pożyczkowe brutto mogą przekraczać 220 mld zł. Przy przewidywanych warunkach rynkowych pozyskiwania finansowania mogłoby to oznaczać kryzys o trudnych do przecenienia następstwach.

Powaga sytuacji wymaga więc, by znaleźć wspomniane 24 mld oszczędności. Jest to kwota tak ogromna, że jej poszukiwanie wymaga podjęcia przez rząd i parlament działań nadzwyczajnych. Wymaga także, co trzeba podkreślić, wyobraźni, zrozumienia dla racji rządu i współpracy ze strony opozycji.

Prenumerata 2025

Liderzy wybierają zaufane źródło wiedzy

Zaprenumeruj

Wszystko wskazuje bowiem na to, że w 2011 r., dla wymaganej skali dostosowań fiskalnych, przy przewidywanym relatywnie niskim tempie wzrostu (moim zdaniem nieprzekraczającym 2,8 proc. PKB) trzeba będzie:

• przywrócić pierwotną wysokość składki rentowej (podwyżka o 7,5 pkt proc.);

• zlikwidować ograniczenie składki odprowadzanej przez pracujących na etacie do

30-krotności średniego wynagrodzenia;

• podnieść minimalną składkę ZUS dla samozatrudnionych;

• wprowadzić część rolników do powszechnego systemu emerytalnego i zamknąć dopływ do KRUS;

• zamrozić waloryzację świadczeń socjalnych i emerytur;

• zlikwidować preferencyjne stawki VAT, ujednolicić i – jeśli się przy tym uda – obniżyć stawkę podstawową.

Czy da się to zrobić? Czy rządzącym starczy odwagi? Skala wyzwań stojących przed polityką gospodarczą w najbliższych dwóch – trzech latach jest naprawdę olbrzymia, a ryzyko niepowodzenia niewyobrażalnie wielkie. Wielkimi krokami zbliża się koniec fiskalnego karnawału trwającego u nas przez ostatnie trzy lata. Nasza sytuacja niczym nie odbiega od europejskiej normy. Może poza tym, że tym razem rynek mniej nam wybaczy niż innym.

[i]Autor jest głównym ekonomistą Polskiej Rady Biznesu[/i]

W latach 2008 – 2010 polska gospodarka była na solidnym dopalaczu. Wzrost wydatków sektora publicznego w tym czasie znacząco przekraczał dynamikę potencjalnego PKB. Skala zależnego od rządzących poluzowania polityki fiskalnej w latach 2008 – 2009 oszacowana została przez ekspertów Międzynarodowego Funduszu Walutowego na 4,25 proc. PKB. Gros z tego przypada naturalnie na redukcję obciążeń parapodatkowych, w tym głównie składki rentowej. Według moich szacunków dodać do tego trzeba kolejny 1 proc. PKB z tytułu obniżki podatków PIT w roku 2010.

Pozostało jeszcze 89% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację
Materiał Promocyjny
Nest Lease wkracza na rynek leasingowy i celuje w TOP10