Podwyżka VAT to nie reforma

Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC i były wiceminister finansów: Jestem zwolennikiem wprowadzania zmian w sposób w miarę możliwości stopniowy

Aktualizacja: 09.08.2010 01:16 Publikacja: 09.08.2010 00:59

Podwyżka VAT to nie reforma

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

Ekonomiści mają wątpliwości, czy założenia przyjętego w ubiegłym tygodniu przez gabinet Donalda Tuska wieloletniego planu finansowego państwa na lata 2010 – 2013 są właściwe. Obawiają się, że proponowana od 2011 r. podwyżka stawek VAT o 1 pkt proc. przy braku zdecydowanego cięcia wydatków nie uchroni polskiego długu publicznego od przekroczenia niebezpiecznego poziomu 55 proc. PKB. Rząd twierdzi, że tak się nie stanie.

[b]Rz: Co pan myśli jako ekonomista, kiedy premier Donald Tusk mówi, a tak było w trakcie jego środowego wystąpienia w Sejmie, że nasze finanse publiczne nie wymagają reform?[/b]

[b]Stanisław Gomułka[/b]: Zastanawiam się przede wszystkim nad tym, czy premier zdaje sobie sprawę, że aby obniżyć deficyt sektora finansów publicznych z 90 – 100 mld zł w latach 2009 – 2010 do poziomu 20 – 30 mld za mniej więcej trzy lata, musimy zmniejszyć roczne wydatki i/lub zwiększyć dochody o ok. 50 – 60 mld zł, czyli w tempie ok. 20 mld zł rocznie.

Rozumiem okoliczności polityczne utrudniające rozpoczęcie realizacji tego zadania już w 2011 r. i nawet nie oczekiwałem, że rząd przed wyborami parlamentarnymi zdecyduje się na jakiś znaczący ruch w tym kierunku. Chciałbym jednak, aby zarówno rząd, jak i opozycja wyraźnie społeczeństwu powiedziały o takiej właśnie skali problemu i abyśmy wszyscy zaczęli się zastanawiać nad najlepszymi metodami jego rozwiązania.

[b]Ale czy nie lepiej byłoby już dziś rozpocząć proces znacznego obniżania deficytu?[/b]

Oczywiście, że tak. Jestem zwolennikiem wprowadzania zmian w sposób w miarę możliwości stopniowy. Chodzi o zmiany, które pozwolą nam po części zaoszczędzić, a po części uzyskać dodatkowo właśnie około 15 – 20 mld zł już od 2011 roku, 30 – 40 mld zł od 2012 roku i ok. 50 – 60 mld zł od 2013 roku. Dziwię się, że nie domaga się tego opozycja. Tymczasem zamiast merytorycznej dyskusji opozycja w odpowiedzi na prezentacje premiera i ministra finansów urządziła w Sejmie spektakl, który nie ma wiele wspólnego z kontrolą prac rządu w obszarze minimalizowania ryzyka kryzysu finansowego kraju.

[b]Premier nie ma jednak zamiaru pogarszać jakości życia Polaków żyjących tu i teraz. Sam to jasno zapowiedział.[/b]

Aktualne wciąż przykłady Węgier i Grecji, a Polski w roku 1980 i 1989, pokazują, że potencjalny kryzys, nieleczony z wyprzedzeniem, prowadzi ostatecznie do bardzo dużych kosztów społecznych. Przesuwanie w czasie rozwiązywania problemu nie usuwa dolegliwości, tylko je przesuwa i powiększa. Jeżeli premier będzie przemawiał tym samym językiem także po wyborach, to nie będzie dobrze. Powinien zauważyć, że reformy finansów publicznych w ostatnich kilku latach miały miejsce, ale polegały na silnym i permanentnym zmniejszaniu dochodów, o ok. 40 mld zł rocznie, i silnym zwiększaniu wydatków. To była polityka destabilizacji finansowej rozpoczęta przez rządy poprzedniej koalicji i kontynuowana przez obecną koalicję. Teraz potrzebne są reformy przywracające stabilność, czyli zmniejszające wydatki budżetowe i zwiększające dochody kasy polskiego państwa.

[b]Czy w takim razie podniesienie od 2011 r. na trzy lata podatku od towarów i usług jest błędem?[/b]

Wzrost stawek VAT o 1 pkt proc. od 2011 roku i podniesienie dochodów o 5 – 5,5 mld zł to tylko 10 proc. koniecznego rozwiązania. To znak dla rynków finansowych, że rząd prawdopodobnie widzi problem i stara się mu przeciwdziałać w sposób, na który może sobie teraz pozwolić. Pozwala to zyskać na czasie i uspokoić inwestorów, którzy kupują nasze papiery dłużne, że jesteśmy i będziemy w stanie ponosić koszty obsługi naszego długu publicznego, który z roku na rok jest coraz większy.

[b]Ale przecież sam pan mówił, że potrzeby są większe. Czy to nie jest więc zamydlanie inwestorom oczu? Przecież problem nie znika, a jedynie jest odsuwany w czasie. [/b]

Jeśli na jesieni tego roku lub po wyborach w przyszłym roku poznamy pakiet reform, które będą zapowiedzią zmian na skalę problemu i pozwolą w dłuższej perspektywie poprawić trwale stan naszych finansów publicznych, to z pewnością nikt nie pomyśli, że rząd zamydla komukolwiek oczy. Pytanie, czy takie propozycje ustaw się pojawią i czy zostaną wdrożone w życie.

[ramka][b]Przeczytaj rozmowę "Rz" z Maciejem Bukowskim:[link=http://www.rp.pl/artykul/132583,519789_Rzad_bez_wyjscia__musi_zwiekszyc_podatki.html] Rząd bez wyjścia, musi zwiększyć podatki[/link] [/b][/ramka]

Ekonomiści mają wątpliwości, czy założenia przyjętego w ubiegłym tygodniu przez gabinet Donalda Tuska wieloletniego planu finansowego państwa na lata 2010 – 2013 są właściwe. Obawiają się, że proponowana od 2011 r. podwyżka stawek VAT o 1 pkt proc. przy braku zdecydowanego cięcia wydatków nie uchroni polskiego długu publicznego od przekroczenia niebezpiecznego poziomu 55 proc. PKB. Rząd twierdzi, że tak się nie stanie.

[b]Rz: Co pan myśli jako ekonomista, kiedy premier Donald Tusk mówi, a tak było w trakcie jego środowego wystąpienia w Sejmie, że nasze finanse publiczne nie wymagają reform?[/b]

Pozostało 86% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację