W artykule „Quo vadis PKN Orlen?” w „Rzeczpospolitej” z 17 sierpnia Hubert Janiszewski zasugerował Orlenowi: „Sądzę, że pozbycie się Możejek nie będzie łatwe, ale rysuje się tu pewna możliwość, którą chętnie się dzielę z zarządem Orlenu. [...] słabością Orlenu jest brak własnych złóż ropy. Rząd rosyjski ogłosił niedawno przetarg na sprzedaż złóż o dużych zasobach ropy w zachodniej Syberii o szacunkowej wartości ok. 2 mld dol. Czy nie można by się dogadać, że Możejki weźmie któryś z rosyjskich koncernów w zamian za złoże na Syberii dla Orlenu?”.
Podobnie jak Hubert Janiszewski także uważam, że jest to możliwe. Z tym że – jak pokazuje doświadczenie takich potęg naftowych jak Shell czy BP – za dwa – pięć lat Orlen pozostanie bez rafinerii w Możejkach i bez złóż w Rosji (oczywiście też bez żadnej rekompensaty).
Jeżeli zachodnie giganty nie są w stanie przy użyciu swych wpływów biznesowych oraz dyplomatycznych zapobiec wchłonięciu swojego majątku przez Rosję, jest wielce prawdopodobne, że ewentualny przyszły majątek Orlenu w Rosji spotka podobny los. Nie mówiąc o szerszych implikacjach w relacjach sąsiedzkich między Polską a Rosją.
Inwestorzy, którzy decydują się zaangażować w bogactwa naturalne w Rosji, muszą zdać sobie sprawę, że niezależnie od sytuacji formalnoprawnej Rosja traktuje swoje bogactwa jako niemożliwe do sprzedania. Z natury rzeczy. Zatem każdy kupujący te bogactwa jest traktowany w Rosji jako naiwniak, który płaci za coś, czego i tak nie jest w stanie nabyć.
Te różnice filozoficzne w handlu znane są od czasów biblijnych. Np. historia sprzedaży przez Ezawa swego pierworództwa Jakubowi. Rosja wyznaje filozofię Ezawa, podczas gdy kupujący złoża naturalne ulega filozofii Jakuba. Ale w tym wypadku filozofia Ezawa zwycięża.