Polska stała się największym beneficjentem unijnej kasy – ogłosiła Komisja Europejska. W ubiegłym roku po opłaceniu naszych składek otrzymaliśmy z Brukseli 6,5 mld euro, o 2 mld euro więcej niż w 2008 r. Stało się to w idealnym momencie, ale w nieidealnej sytuacji. Pieniądze napłynęły i dalej napływają w okresie spowolnienia gospodarczego, pozwalając wielu przedsiębiorstwom przetrwać trudny czas – na co kilkakrotnie zwracała uwagę Elżbieta Bieńkowska, minister rozwoju regionalnego.
Pieniądze ze wspólnej kasy to też duże i wielkie projekty infrastrukturalne. Wielki jest też apetyt na te środki w kolejnych latach, bo któż chciałby zrezygnować z 2,16 proc. polskiego dochodu narodowego, a tyle wyniosło wsparcie z UE w 2009 r. Polityka regionalna nabrała w Polsce rozpędu i jest to dobry prognostyk na przyszłość. Trwają już bowiem negocjacje, ile na jej realizację otrzymamy w latach 2014 – 2020.
Gdyby nowy budżet dla Polski liczono według starych zasad, moglibyśmy liczyć nawet na 100 mld euro. To zapewne pozwoliłoby nam utrzymać na dłużej pozycję największego beneficjenta wspólnej kasy. Ale stary sposób wyliczeń jest pewnie nie do obrony. Mimo to mamy szansę otrzymać co najmniej 67 – 70 mld, mniej więcej tyle, ile dostaliśmy na lata 2007 – 2013.
Polska jako największy beneficjent to także duże pieniądze dla zachodnich firm realizujących u nas inwestycje oraz dodatkowy ich eksport do naszego kraju. Z wyliczeń resortu rozwoju wynika, że spora część dotacji wydanych w Polsce wraca do płatników netto zasilających wspólną kasę.