Zagraniczne fundusze inwestycyjne wciąż szukają nowych rynków. Po rekordach wszechczasów w Turcji, ogromnym napływie pieniędzy na giełdę indyjską, przyszedł czas na polski parkiet. Efektem tego są kolejne rekordy notowań na GPW. Wzrost cen z pewnością cieszy posiadaczy akcji, którzy teraz zadają sobie jednak pytanie co dalej zwłaszcza, że słowo korekta powtarzane jest ostatnio dość często. Rynki akcji nic sobie jednak z tego nie robią a giełdowy balon wciąż pęcznieje.

Wczorajsza decyzja banku Japonii, który obniżył stopy procentowe, czy też zapowiedź drukowania dolarów przez amerykańską rezerwę federalną, sugeruje, że taniego pieniądza jeszcze długo nie zabraknie. Generalnie nastroje mamy takie, że wszelkie informacje interpretowane są na korzyść akcji. Słabe informacje oznaczają, że strumień taniego pieniądza dalej będzie zalewał rynki. Dobre, choć jest ich mniej - wiadomo trzeba kupować.

Teoretycznie więc droga do nowych rekordów jest otwarta. Ale ten zagraniczny kapitał który agresywnie kupuje akcje w Warszawie wciąż jest osamotniony. Napływy nowych pieniędzy do krajowych funduszy inwestycyjnych są skromne. Z kolei OFE według stanu na koniec września mają w portfelach akcje stanowiące ponad 34 proc. ich łącznych aktywów. Do ustawowego limitu 40 proc. jaki mogą mieć w akcjach jeszcze więc trochę brakuje. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że jest to najwyższy poziom zaangażowania OFE na giełdzie od grudnia 2007 roku, czyli mniej więcej od szczytu ostatniej hossy, trudno liczyć na popyt z tej strony.