Podobnie jak większą niż dotąd aktywność GDDKiA związaną z upominaniem i nakładaniem kar na wykonawców nierealizujących inwestycji w terminach, które już na etapie rozstrzygania przetargów wydawały się nieomal niemożliwe do spełnienia. Wygląda na to, że już wkrótce czkawką odbije się nam „efekt Euro 2012".

Ale wyśrubowane terminy, związane  właśnie z budową sieci dróg na Euro 2012, to tylko jeden z problemów. Drugim były ceny oferowane na przetargach, o kilkanaście cz y nawet kilkadziesiąt procent niższe od zakładanych w kosztorysach GDDKiA. Walka o kontrakty była brutalna, a przyjęta strategia ryzykowna, zarówno dla zleceniodawcy, jak i zleceniobiorcy. Nikomu nie zapaliła się czerwona lampka. Łatwiej było się chwalić idącymi w miliardy oszczędnościami, które – jak pokazała historia – i tak nie wsparły budowy innych dróg. Zjadł je rosnący deficyt finansów publicznych.

Zobaczymy, do ilu odcinków dróg trzeba będzie dopłacić, by powstały, w ilu przypadkach budowniczowie będą się kłócić z GDDKiA, ile uda się skończyć w terminie, a ile ze znaczącymi opóźnieniami. Na pewno układ drogowy na Euro 2012 będzie dziurawy jak ser szwajcarski. Dobrze by tylko było, by obie strony wyciągnęły wnioski z tej sytuacji i nie decydowały się na hurraoptymistyczne rozwiązania i deklaracje. Ostatecznie będzie jeszcze kilka dróg do zbudowania.