Grecja jest pierwszą z nich
Ateńskie kłopoty wynikają bowiem z tej samej logiki, która przyświecała łagodzeniu kryzysu finansowego. Nie likwidowano skutków, a jedynie objawy. A choroby nieleczone – jak wiadomo – zwykły powracać ze zdwojoną siłą.
Kłopoty Grecji wynikają z chęci życia ponad stan. Do bankructwa wiedzie bowiem zwykle (pomijając zdarzenia losowe) zaciąganie długów powyżej możliwości ich spłaty. Można też bagatelizować czynniki ryzyka i zadłużać się do granicy możliwości. Wzrost gospodarczy czy inflacja - jako zmienne – są właśnie takimi czynnikami.
Ludziom, którzy wpadają w takie pętle mało kto pomaga. Firmy po prostu bankrutują. Ostatnie lata pokazują jednak, że sprawiedliwość nie jest... sprawiedliwa. Wyjątkiem są bowiem państwa i banki. Powód – ich upadek może być bardziej dotkliwy dla społeczeństwa niż problemy finansowe obywateli i firm. Kapitalizm, jak wiadomo, jest bezduszny. Tyle, czy leczenie objawów rzeczywiście prowadzi do wyleczenia?
Metoda zasypywania dziur bilionami dolarów została przetestowana w latach 2008-10 na bankach. Banki i inne instytucje finansowe dostały darmowy lunch. Po tym, gdy już zjadły, sektor finansowy działa dalej tak, jak działał. Dowód? Spekulacyjne wzrosty cen żywności, to po prostu przykład, że zamiast pchać się w trudne instrumenty finansowe zabezpieczane długiem, zarządzający pieniędzmi z bogatych rynków (w końcu trzeba jakoś pomnażać gotówkę) szukają, gdzie indziej sposobów na szybki zarobek. Wybuch inflacji, z którym mamy do czynienia to zasługa nadpodaży pieniędzy kierowanej przez instytucje finansowe, które wyciągnęły mylne wnioski z kryzysu. Doszły do wniosku, że DARMOWE LUNCHE SIĘ ZDARZAJĄ.