Rz: MetLife przewidział pęknięcie bańki nieruchomościowej. Czy teraz też macie obserwacje, którymi warto się podzielić z rynkami?
Steven Kandarian:
Na podstawie analizy fundamentalnej prowadzonej od 2005 r. zaczęliśmy wycofywać się z niebezpiecznych kredytów. Jedną z decyzji, jakie w jej wyniku podjęliśmy, była sprzedaż olbrzymiego, należącego do MetLife, kompleksu apartamentów w Nowym Jorku. W 2006 r. znaleźliśmy kupca, który zapłacił 5,4 mld dol., teraz inwestycja ta jest warta mniej niż 3 mld dol. W momencie sprzedaży nie mieliśmy pewności, że znajdujemy się w szczycie rynku, ale że blisko niego. A to jeden z częstszych błędów inwestycyjnych – czekanie zbyt długo zamiast sprzedawać wtedy, gdy zwrot z inwestycji może nie jest maksymalny, ale i tak bardzo duży. M.in. dzięki tej transakcji mieliśmy środki, by przejąć sprzedawany przez AIG biznes ubezpieczeniowy. Byliśmy jedynym chętnym, a dzięki przejęciu staliśmy się jedną z największych firm ubezpieczeń życiowych na świecie.
Czy pomogło także szczęście?
Mieliśmy otwarty umysł. Nie szliśmy za tłumem. Wiele firm z Wall Street popełniło kardynalny, lecz bardzo popularny błąd: uwierzyło, że skoro wszyscy liczą, że ceny nieruchomości będą szły w górę, z pewnością tak będzie. To ogólnie duży problem inwestorów. Biznesmeni potrafią tak dużo czasu spędzać we własnym towarzystwie, że przestają logicznie myśleć i przestawiają się na myślenie życzeniowe. A rynki zwyczajnie nie mogą rosnąć 10 – 15 proc. co roku do końca świata. Najważniejszą umiejętnością inwestora jest odsunięcie się i spojrzenie na rynek obiektywnym okiem.