Wszystko, co ma ostatnio związek z łupkami i gazem łupkowym, budzi ogromne emocje. Oczekiwania są coraz większe, a atmosferę podgrzewają firmy informujące o udanych próbnych odwiertach i zapowiadające rychłe wydobycie surowca na skalę przemysłową, choć wcześniej mówiło się przynajmniej o kilku latach badań. Nowo powstająca branża zaczyna wysysać z rynku specjalistów, inwestuje ogromne kwoty, skutecznie sięga po pieniądze na giełdy. Ale trudno się nie ekscytować, gdy pojawiają się szacunki zapasów surowca pozwalające śnić o niezależności energetycznej na dziesięciolecia.
No właśnie. Szacunki. Próbne odwierty. Dlatego nie ma się jeszcze co ekscytować. Niech na stole leżą pogłębione raporty geologów, biznes plany działalności wydobywczej, analizy wpływu tej działalności na środowisko. Miejmy 100-proc. gwarancję, że Brukseli się jednak nie odwidzi i nie zechce zablokować łupkowego eldorado. Narazie znacznie cenniejsze byłoby zwycięstwo w sporze z Gazpromem o politykę ustalania ceny importowanego surowca. Tu trzymamy kciuki za PGNiG, bo sukces szybko przełoży się na naszą gospodarkę. Na łupki na pewno przyjdzie czas.