Nie majstrować przy emeryturach

Pomysł, by zamiast waloryzacji, wszystkie emerytury podnosić o tę samą kwotę, jest  – zgodnie z polskim prawem  – niewykonalny

Publikacja: 06.12.2011 20:06

Wydaje się, że zgłaszając go premier Donald Tusk liczył nie tyle na poprawę bytu emerytów, ile na awanturę społeczną, która zepchnie na dalszy plan inne jego projekty oszczędnościowe tak bolesne dla Polaków.

Trudno zgadnąć, z której ideologii ten pomysł został zaczerpnięty. Czy jego praojcem jest Marks, Lenin czy szlachetni socjaliści. Pewne jest tylko jedno – nie ma on nic wspólnego z gospodarką rynkową, zdrowym rozsądkiem czy tylko polskim prawem.

Dla premiera ważne było to, że kwotowa waloryzacja jest korzystna dla większości emerytów otrzymujących świadczenia niższe od przeciętnych. Kłopot w tym, że ten wzrost zostanie sfinansowany poprzez realne zmniejszenie wyższych świadczeń – mniej licznych. Dodatkowe 70 złotych miesięcznie dla kogoś, kto dostawał tysiąc złotych to dużo (7 proc.), ale gdy ktoś otrzymywał 4 tysiące złotych – to niewiele (1,7 proc. ). W efekcie spłaszczeniu ulegnie struktura świadczeń. Różnice między najwyższymi i najniższymi będą się realnie zmniejszać.

To może i skuteczna metoda – bezkosztowego dla budżetu – podniesienia poziomu życia najuboższych, ale to też najszybszy sposób na zniszczenie całego systemu emerytalnego. Jeżeli pokażemy ludziom, że wysokość składek ma niewielki wpływ na wysokość ich emerytury, to zrobią oni wszystko, by tych składek nie płacić.

Rozziew w wysokości emerytur w Polsce to bolesne zjawisko. Są ludzie otrzymujący głodowe świadczenia i tacy, którzy po kilkunastu latach pracy otrzymują kilka razy więcej. Ale tę sprawę powinno się rozwiązać, likwidując niesłuszne przywileje oraz ewentualnie podnosząc minimalne świadczenia. Gdy gospodarka rozwija się dobrze (a wzrost PKB o 4 proc. to dobry wynik), emerytury muszą być waloryzowane, choćby o wskaźnik inflacji. Jeżeli świadczenia rosną wolniej niż ceny, to znaczy, że emeryci są okradani z pieniędzy, które odłożyli w czasach, gdy pracowali. Takie zachowanie mogłoby być dopuszczalne, ale tylko w czasach recesji.

Dlatego też rząd nie powinien majstrować przy emeryturach. W obecnym systemie prawnym tych zmian i tak  – na szczęście – nie da się przeprowadzić. A dyskutować należy o podnoszeniu wieku emerytalnego, podwyżce podatków, czyli o tym, co i tak na pewno nastąpi.

Wydaje się, że zgłaszając go premier Donald Tusk liczył nie tyle na poprawę bytu emerytów, ile na awanturę społeczną, która zepchnie na dalszy plan inne jego projekty oszczędnościowe tak bolesne dla Polaków.

Trudno zgadnąć, z której ideologii ten pomysł został zaczerpnięty. Czy jego praojcem jest Marks, Lenin czy szlachetni socjaliści. Pewne jest tylko jedno – nie ma on nic wspólnego z gospodarką rynkową, zdrowym rozsądkiem czy tylko polskim prawem.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację