Ostatnio bardzo niemodnej, do czego przyczynił się sukces ekonomiczny Chin, z ich sterowaną przez rząd gospodarką. Dziś jest coraz bardziej ewidentne, że ta polityka nawet tam osiągnęła swoje granice.

 

W połowie 2008 r. Pekin zastopował proces stopniowego umacniania juana, aby ochronić chińskich eksporterów przed skutkami spowolnienia w światowej gospodarce. Uruchomił też gigantyczny pakiet stymulacyjny dla gospodarki. Interwencje te były skuteczne: już w 2010 r. na rynkach pojawiły się obawy, że chińska gospodarka się przegrzewa. Pekin wszelkimi sposobami próbował więc schładzać koniunkturę. Teraz znów szala zagrożeń dla chińskiej gospodarki przechyliła się w stronę spowolnienia, głównie za sprawą kryzysu w strefie euro.

Co zrobią tamtejsze władze? Po dwuletniej przerwie w połowie 2010 r. znów dopuściły aprecjację juana. Teraz mogą ją więc ponownie zastopować. Tyle że ta kontrola kursu waluty ma - nie wdając się w techniczne wyjaśnienia - liczne skutki uboczne, jak nadmierny wzrost cen nieruchomości i zbyt wysoki poziom oszczędności Chińczyków. Nawet jeśli kontynuacja tej polityki chwilowo pomoże eksporterom, na dalszą metę Chinom zaszkodzi. Chociaż uwolnienie sterowanych wcześniej walut też może mieć dotkliwe skutki, o czym po dziś dzień przekonuje się Japonia. Bo rządowe interwencje w gospodarkę - tak jak kłamstwo - mają krótkie nogi.