Na sklepowym czytniku sprawdzimy, że na przykład transport paczki makaronu pociągnął za sobą wypuszczenie do atmosfery 150 g CO2. Spokojnie - to na razie tylko prototyp pokazany na wystawie „A table" w Brukseli. Ale patrząc na politykę Komisji Europejskiej, można się obawiać, że niedługo będzie to w branży spożywczej wymóg.
O konieczności zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych, czyli głównie CO2, przekonuje się coraz więcej firm w Unii. Na początku, czyli w 2005 roku, system obejmował tylko duże zakłady energetyczne i przemysłowe. Dla cukrowni był to szok.
Od tego czasu unijne firmy zdążyły już dostosować działalność i przerzucić koszty nabycia praw do emisji CO2 na klientów. Nie znajdziemy jednak o tym informacji na opakowaniu. Warto więc przypomnieć, że w każdej megawatogodzinie
(1 MWh) energii elektrycznej, która na giełdzie kosztuje w granicach 200 zł, koszt zakupu prawa do emisji CO2 to 25 zł.
Teraz o szoku mogą mówić linie lotnicze, którym Bruksela narzuca od tego roku limity emisji CO2 na trasach z i do lotnisk w UE. Za tę politykę znów zapłacą konsumenci. Unijni przewoźnicy już podnoszą ceny biletów. Jednak chińskie linie zapowiadają walkę z limitami, a za amerykańskimi ujęła się sama sekretarz stanu Hillary Clinton.