Aksamitny demontaż strefy euro jest niewykonalny

Jest szansa, że w tym roku jedna z agencji ratingowych podwyższy Polsce ocenę wiarygodności kredytowej – uważa minister finansów

Publikacja: 12.01.2012 17:05

Aksamitny demontaż strefy euro jest niewykonalny

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Powiedział Pan, że gdybyśmy mieli ostry kryzys to Narodowy Bank Polski może zacząć skupować polskie obligacje rządowe tak jak robił to Europejski bank Centralny w przypadku papierów włoskich czy greckich? To kolejna Pan ostra wypowiedz po tym jak nie wykluczył Pan wojny w konsekwencji kryzysu. Złośliwi nazwali ostatnią pana wypowiedz jako faux pas, krytycy jako nawoływanie do ataku spekulacyjnego na polskim rynku długu ...

Nie doceniłem tego, że obecnie mamy jeszcze poświąteczny sezon ogórkowy. Oczywiście taka sytuacja w żaden sposób Polsce nie grozi . Ale, skoro chcemy, aby swoboda EBC w tej sprawie była w pełni jasna (także dla niektórych z narodowych banków centralnych należących do euro) to nie możemy mówić, że w Polsce powinny obowiązywać inne zasady. Szczególnie, że zgodnie z prawem NBP może tak działać. Oczywiście taki ruch byłby wyłącznie autonomiczną decyzją banku centralnego, tak jak to jest  w przypadku EBC.

Tak ostro pomiędzy obiema stronami ul. Świętokrzyskiej nie było od dawna. NBP wydał nawet komunikat, w którym stwierdził, że rząd ma swoje podwórko, a bank centralny swoje...

Mi się wydawało, że to był zupełnie normalny komunikat.

Czy ubiegłoroczny deficyt budżetowy faktycznie wyniósł 25 mld zł. Tak pisał pan po 20 grudnia w liście do komisarza UE ds. walutowych Olliego Rehna.

Deficyt był bardzo zbliżony do 25 mld zł.

W tym liście wspomina pan, że deficyt sektora finansów w tym roku spadnie do 2,97 proc. PKB. Czy jeśli spowolnienie gospodarcze w strefie euro będzie głębsze to czy rząd ma przygotowany plan działań by zagwarantować spadek deficytu poniżej 3 proc. PKB?

Obecnie zakładamy,  że planowane działania są zupełnie wystarczające aby zlikwidować nadmierny deficyt, co właśnie potwierdziła w środę Komisja Europejska w swoim komunikacie. Jest to wielki sukces strategii gospodarczej, którą prowadzimy od 2008 r. Proszę zauważyć, że rok temu chyba nie było komentatorów, którzy wierzyli w zlikwidowanie nadmiernego deficytu w 2012 r. Niektórzy nawet kilka tygodni temu mówili, że to niemożliwe i deficyt będzie w okolicach 4 proc. PKB. Ale to dziś już mniejszościowe stanowisko.

Ale ona może być także zlikwidowana jeśli będziemy mieli 3,5 proc.  PKB deficytu, ale Komisja Europejska uzna, że jesteśmy na dobrej drodze do zejścia poniżej 3 proc. PKB.

Ma Pan rację. Komisja przewiduje deficyt na poziomie 3,3 proc.PKB, ale ją to satysfakcjonuje dlatego, że w grudniu 2010r. w ostrych sporach z Komisją wynegocjowaliśmy uwzględnienie naszej reformy emerytalnej przy wychodzeniu z procedury. Niemniej jednak nasze obecne prognozy dotyczące działań, które podjęliśmy i przy prognozie wzrostu PKB o 2,5 proc.  dają nam deficyt poniżej 3 proc. PKB.

Tempo obniżki deficytu jest  też ważne z punktu widzenia agencji ratingowych i ich decyzji co do oceny wiarygodności kredytowej Polski.

Nasze priorytety na ten rok - poza zlikwidowaniem nadmiernego deficytu – to ograniczenie skutków tego co się dzieje w strefie euro. Mam na myśli wpływ tych zdarzeń na finanse publiczne, zatrudnienie i wzrost gospodarczy. Nie będziemy odejmowali nadzwyczajnych działań, chyba że wystąpią nieoczekiwane szoki. Wtedy będziemy gotowi na dodatkowe działania.

W zasadzie więc będziemy głównie konsumowali sukces gospodarczy, czyli znów jeden z wyższych wskaźników PKB w Europie ...

Biorąc pod uwagę lata 2008-2011 r. mamy w UE najszybszy rozwój gospodarczy, na poziomie 15,5%. W tym czasie PKB przeciętnie w Unii spadł o pół procenta, a drugi kraj na podium, czyli Słowacja, osiągnął raptem połowę naszego wzrostu (czyli 8%). Dzięki więc naszej długookresowej polityce, chronimy wzrost PKB i zatrudnienie. Zatrudnienie też rośnie i tu też mamy jeden z lepszych wyników w UE, drugi po Niemczech, ale proporcjonalnie lepszy od nich. I chyba tylko Luksemburg ma lepszy wynik proporcjonalnie. Ale małe zmiany tam dają duże efekty.

Ale przecież polski rząd podnosi składkę rentową, co z kolei zwiększa koszty pracy – trudno więc o wsparcie zatrudnienia – wręcz przeciwnie...

Pamiętajmy, że za 2011 r. firmy będą miały dobre wyniki. Ich bieżąca płynność też jest zadawalająca. Jednak w tym roku trudno oczekiwać znaczących inwestycji. Więc wybieramy mniejsze zło. Podwyżka składki to, w obecnych warunkach, najmniej szkodliwy ruch po stronie dochodów. On w mniejszym stopniu ograniczy popyt i wpłynie na zatrudnienie dziś w porównaniu z poprzednim rokiem, kiedy mniej szkodliwa dla gospodarki była podwyżka VAT.

Wysoki wzrost PKB jest faktem. Ale z perspektywy rynków – wciąż mamy gorszą rentowność obligacji niż np. Czesi.  Złoty też się mocno osłabił, mimo tych dobrych danych. Mocniej niż inne waluty w regionie doszło do osłabienia. Jednocześnie zgadzamy się na składkę dla MFW, ale nie jesteśmy przy stoliku decyzyjnym w UE... Czy coś tu Panu nie gra?

Nasz udział dokapitalizowania MFW jest niezależny od tego, czy w traktacie będzie zgoda na uczestnictwo państw spoza strefy w posiedzeniach Eurogrupy. Robimy to ponieważ stabilizacja strefy euro jest w żywotnym interesie Polski i wobec tego gospodarki światowej. Mówiąc o rentownościach trzeba porównywać emisje denominowane w euro. Przez dłuższy okres czasu było tak, że tylko trzy kraje UE wśród tych o niższych rentownościach w euro niż my nie miały rating AAA: Słowacja, Czechy i Estonia. Ale jak popatrzymy na tzw. CDSy (credit default swaps – instrumenty ubezpieczające przed niewypłacalnością dłużnika) to i dziś  tylko Czechy i Estonia mają lepszy wynik niż my i nie mają potrójnego A. Wracając do Czech myślę, że mniejsza wrażliwość korony na wydarzenia na świecie i Europie to po pierwsze kwestia większej płynności na naszym rynku. Po drugie Czechy mają nadwyżkę na rachunku obrotów bieżących, a my mamy deficyt. To z jednej strony zasługa potencjału turystycznego Pragi, ale także z drugiej strony nasz południowy sąsiad nie rozwija się tak szybko jak Polska i wobec tego przyciąga  mniej bezpośrednich inwestycji zagranicznych, które ujemnie wpływają na saldo obrotów bieżących.

Jeśli chodzi o rentowność obligacji skarbowych, to Czechy mają wyższy rating od nas głównie dzięki temu, że mają niższą relacje długu publicznego do PKB. A tak jest głównie dla tego, że Czechy nie ufundowały sobie systemu Otwartych Funduszy Emerytalnych. Gdybyśmy my nie mieli OFE to relacja długu do PKB byłaby bliźniaczo podobna do Czech, czyli na poziomie 39,5%.

Ale nie mielibyśmy tak rozbudowanego rynku kapitałowego. Największego w regionie ...

Oczywiście, w ekonomii są zawsze plusy i minusy. Dlatego jedynie częściowo ograniczyliśmy składkę do OFE, tak aby mogły one dalej inwestować w akcje polskich spółek. Ale faktem jest to,  że gdyby nie OFE i przez to wyższy dług, mielibyśmy znacznie lepszy rating. To co OFE zainwestowały przez te 14 lat w dług pozostaje obciążeniem dla naszych finansów publicznych i naszej gospodarki (zwiększając koszty uzyskania kapitału przez polskie firmy). Dlatego planujemy redukować relację długu do PKB przez następne 5 lat, konsekwentnie zmniejszając deficyt prawie do zera.

I to wystarczy by teraz agencje zwiększyły nam rating? Moody's trzyma nam ocenę bez zmian od 2002 roku. Nawet wejście do UE i hasło „zielona wyspa" nie pomogło, zmniejszenie o 11 pkt proc. długu publicznego w okresie 10 lat w efekcie niższej składki do OFE, przeforsowanej przez Pana. Bez wątpienia ich decyzja spowodowałaby spory spadek kosztów wynikających z obsługi zadłużenia.

Agencje są teraz bardzo ostrożne. Sparzyły się na tym, że różnym krajom dały przed kryzysem ocenę AAA lub inne wysokie ratingi, a potem musiały je obniżać. Dlatego w sytuacji kryzysu wolą konserwatywnie podchodzić do podwyższania ratingów. Rok temu część mediów (także Rzeczpospolita) mówiła o rzekomo szybko zbliżającym się zagrożeniu w postaci cięcia ratingu Polski. Dziś nikt o tym nie mówi. Myślę, że agencje chcą jeszcze poczekać. Jestem jednak dobrej myśli.  Mamy szansę, choć nie pewność, na podwyższenie ratingu przez chociaż jedną z agencji w tym roku.

Polska i inne kraje spoza strefy euro nie będą brały udziału w szczytach eurolandu, nawet jeśli podpiszą nowy traktat międzyrządowy o pakcie fiskalnym - czy w takim razie opłaca się nam go podpisywać?

Obecnie mamy do czynienia jedynie z projektem traktatu międzynarodowego. Najpierw będziemy musieli poznać jego ostateczny kształt, a do tego jeszcze daleko.

Który element z układanki polityczno-gospodarczej niesie dziś większe ryzyko: pierwszy - PSL jako tak zwany koalicjant społeczny, a więc niechętny części propozycji rządowych, czasem publicznie je kontestujący; drugi - narastające niepokoje związane z Węgrami, czy trzeci - kryzys w strefie euro i niedopowiedziane elementy unii fiskalnej?

Nie ma wątpliwości, że największym zagrożeniem jest kryzys strefy euro. Powiedziałem w Parlamencie Europejskim o tym co może się zdarzyć w strefie euro, w Unii i wobec tego w Europie, jeśli kryzys wymknie się spod kontroli.  O takiej możliwości konfliktów zbrojnych w dłuższej – na przykład10-letniej –perspektywie, mówił także prezydent Nicolas Sarkozy. Powtórzył to na konferencji w Pałacu Elizejskim tydzień temu. Powiedziałem mu o tym, że byłem za właśnie te same słowa krytykowany, a on odparł „Tak, ale to my mamy rację".  Dziś sytuacja wygląda trochę mniej groźnie niż przed ostatnim szczytem Unii, także za sprawą EBC i dostarczania przez niego płynności bankom. A jeśli chodzi o koalicjanta to jesteśmy dobrze dogadani.

Nawet w sprawie podwyżki wieku emerytalnego? Platforma pójdzie na ustępstwa ludowcom i będą korekty?

Jestem pewien, że to co premier ogłosił w expose zostanie w pełni zrealizowane. A jeśli chodzi o Węgry – chyba wszyscy uważają, że  Budapeszt powinien się dogadać z MFW. Widać też na tym przykładzie, że MFW, który jest bardzo ważnym elementem systemu stabilności finansowej, potrzebuje dodatkowego wsparcia. A to, że Polska zasili fundusz jest także znakiem zmiany naszej pozycji. Wcześniej udzieliliśmy 200 mln euro pomocy Islandii, potem 200 mln dol. Łotwie. I oba te kraje wydostały się z tarapatów, także dlatego że oba przeprowadzały programy naprawcze pod nadzorem MFW. Dziś jesteśmy w stanie przyłożyć się do pomocy innym na znacznie większą skalę. To zmienia pozycje i percepcję siły Polski w Europie.

Ale pańskie słowa o ewentualnej interwencji NBP na rynku długu zostały odebrane przez część obserwatorów jako pójście drogą Viktora Orbana...

Duża część polityki Orbana stanowi inspirację raczej dla propozycji gospodarczych PiS. Panowie wiecie co o tym sądzę w kontekście Polski. Ale w takiej sytuacji, gdy Węgry rozpoczynają negocjacje z MFW, nie byłoby wskazane komentowanie polityki Węgier. Jedną z wielkich przewag, którą ma MFW jest to, że przy jego programach nie ma bezpośredniej dyskusji między donatorami a tymi którzy otrzymują pomoc. Inaczej jest w Europie, i widzimy tego skutki w strefie euro. Gdy jakiś kraj ma kłopoty, to zdarza się, że ci którzy mają mu pomóc zaczynają się domagać czegoś dodatkowego – i każdy czegoś innego – aby zaspokoić  swoją opinię publiczną albo parlament. Tak nie powinno być. Tak jak oddajemy politykę antyinflacyjną bankom centralnym tak politykę pomocową powinniśmy oddawać MFW.

Czy Węgry są już dziś absolutnym zakładnikiem rynków?

Pozwólmy im wydostać się z tych problemów, które mają.  Powinniśmy im życzyć sukcesów. Im lepiej będzie naszym partnerom, tym będzie nam lepiej.

Który z krajów może opuścić strefę euro w tym lub przyszłym roku?

Nie będę dywagował na ten temat.  Co innego jak o tym mówią analitycy lub władze jakiegoś kraju z eurolandu, jak ostatnio to uczynił przedstawiciel rządu w Atenach. Politycy z innych krajów nie powinni w tej sprawie się wypowiadać.

A co by pan zrobił na miejscu ministra finansów Grecji? Chciałby pan wyjść z euro? Bo jako polski minister finansów raczej nie przejdzie Pan do historii jako osoba wprowadzająca Polskę do tego klubu...

Nie zachęcą mnie panowie do odpowiedzi na poprzednie pytanie w lekko innej formie. Ale powiem tak: konstrukcja euro jest taka, że opuszczenie tego klubu może być szalenie kosztowne. Gdyby jakiś ważny kraj chciał lub musiał wyjść ze strefy euro skutki gospodarcze byłyby katastrofalne nie tylko dla niego, ale także dla reszty Europy, łącznie z nami. Pomysł, że może mieć miejsce jakiś aksamitny demontaż czy aksamitne rozejście się krajów strefy euro jest absurdem . Takie działanie powinno się odbyć przez weekend.  A w strefie euro byłaby to kwestia wielu miesięcy, i w tym czasie „wszystko co jest płynne" by wypłynęło z kraju opuszczającego euroland, powodując w nim gigantyczną recesje, która rozlałaby się na resztę kontynentu.

Z kolei skala pożyczki Polski dla MFW rzędu około 6 mld euro jest podobna do tej norweskiej. Czy to nie jest za dużo porównując potencjały obu krajów?

Zupełnie nie przeszkadzałoby mi gdyby Norwegia chciała dać więcej. Ale proszę pamiętać, że Norwegia nie należy nawet do Unii Europejskiej. Co więcej, my dostajemy od UE tyle samo co roku netto w formie bezzwrotnej pomocy ile będzie stanowiła cała nasza potencjalna pożyczka dla MFW, która przecież będzie zwrotna.

Nasze pieniądze mogą trafić do Budapesztu.

Te pieniądze pójdą do MFW, który oczywiście potrzebuje pieniędzy by pomóc Węgrom i innym krajom. Ale naszym warunkiem było właśnie to, żeby pieniądze nie trafiały bezpośrednio do konkretnego kraju Unii,  ani na jakieś europejskie konto w funduszu jak kiedyś proponowano, tylko wyłącznie do MFW. A MFW jest najlepszym kredytobiorcą na świecie.  Największa korzyść dla nas jest jednak taka, że możemy pomóc w stabilizacji Europy. To jest w naszym żywotnym interesie narodowym. I to właśnie z tej przyczyny Norwegia, która do UE nie należy, także chce się do tej pożyczki dołożyć.

Kiedy pana resort chce zmienić prawo, aby do obliczania relacji długu do PKB przyjmować kurs średnioroczny a nie z końca grudnia danego roku? Mogłoby to automatycznie obniżyć dług publiczny do PKB o kilka pktów procentowych?

Zastanawiamy się nad tym. Chcemy zrobić to relatywnie szybko, ale mamy alternatywę: czy zmienić sposób liczenia długu biorąc przeciętną kursów walutowych z całego roku czy też zmienić zasadę sankcji: gdyby dług przekroczył 55 proc. PKB tylko na skutek kursu to wtedy przewidziane prawem sankcje (xxx-red.) nie wchodziłyby w życie? Zastanawiamy się jeszcze które podejście jest lepsze.

Zapewne łatwo Pana namówić Pana do krytyki koncernów farmaceutycznych?

Na to jestem na pewno gotów.

Koncerny w roli wrogów. Trochę jednak jest pan zafascynowany węgierską polityką gospodarczą ...

Chyba tylko w tym przypadku może być mowa o jakiejkolwiek zbieżności. Na ogół próbuję nie kierować się teoriami spiskowymi, ale koncerny rozwinęły swoje sposoby wpływania na lekarzy na całym świecie. Wynika to w naturalny sposób z faktu, iż ten rynek – skoro jest refundacja – jest szczególny. Zbyt łatwo koncernom jest przerzucać koszty na sektor publiczny (w naszym kraju na NFZ). Dla tego dość wysoki poziom kontroli jest konieczny. Trzeba działać tak by za daną liczbę leków płacić jak najmniej. Wystarczy spojrzeć jak rosną wydatki na zdrowie w USA, to około 15 proc. PKB m.in. też dlatego że to jest właśnie taki wypaczony rynek. Ale oczywiście płatnik publiczny jest potrzebny.

Jakie oszczędności do budżetu pochodzą z nowej listy leków refundowanych?

Oszczędza jedynie NFZ, a nie budżet. Skoro NFZ ma z góry ustalony dochód ze składki zdrowotnej, to oszczędności może wydać jedynie na inne potrzeby pacjentów, np. na skrócenie kolejek do zabiegów.  To właśnie pacjenci będą na tym korzystać.  Budżet, czyli podatnicy w ogóle do tej sprawy nie mają nic.

Pan jako osoba znająca realia brytyjskie, mieszkająca na Wyspach wiele lat nie ma Pan wrażenia, że decyzja w sprawie zmiany listy leków refundowanych powinna mieć bardziej cywilizowany przebieg?

Lista leków jest zmieniana kilkakrotnie w ciągu roku. Co do komunikowania, to nie będę bił się w cudze piersi.  Ale należy pamiętać, że z końcem października było podpisane porozumienie lekarzy z Ministrem Zdrowia, że protestu nie będzie, więc nie było powodu aby wszystko nie przebiegło w jak najbardziej cywilizowany sposób.

A czy rząd dobrze komunikuje się w sprawie podatku od kopalin?

Wydaje mi się, że bardzo dobrze. Sytuacja jest ewidentnie taka, że skorzysta na tym państwo.

Ale kurs KGHM, który ma największy wpływ na warszawską giełdę, zanurkował już w sumie o ok. 30 proc. od chwili zapowiedzi  premiera o podatku w expose.  Można było tego uniknąć i operację zaplanować inaczej?

To że był taki spadek jest najlepszym dowodem na to, że nie było żadnego przecieku. Powinniśmy się tym szczycić. Jeśli zapewnimy, że nie ma uprzywilejowanego dostępu do informacji, to pierwsze doniesienia na ten temat muszą spowodować właśnie taki spadek. Niestety tak jest, pierwsza informacja musi być zaskakująca.

Ale potem były kolejne enigmatyczne informacje o skali podatku ...

Rynek wie, że my wciąż nad tym projektem pracujemy. Trudno byłoby o wariant w pełni przygotowanego projektu, ale bez przecieku. Na pewno sam podatek jest bardzo korzystny i nie jest przesadny.

Ale to według spółki jeden z największych podatków nakładany na firmy z tego sektora na świecie.

To nieprawda. Są kraje ze znacznie wyższymi podatkami nałożonymi na firmy w tych sektorach.  Nasz podatek wzrasta mocniej kiedy cena miedzi jest już wysoka i wciąż rośnie. Jak będzie niższa cena miedzi to i podatek będzie znacznie niższy.  W innych krajach podobne opodatkowanie jest relatywnie mniej wysokie przy wysokich cenach, ale za to znacznie wyższe przy niskich.

Według danych MFW w krajach będących w światowej czołówce w wydobyciu rudy miedzi np. Chile czy Indonezja,  całościowe obciążenia fiskalne wydobycia surowców są wyższe. Przy czym w odróżnieniu od Polski, w tych krajach głównym źródłem państwowej renty surowcowej są wysokie podatki dochodowe nakładane na spółki wydobywcze.

Powiedział Pan, że gdybyśmy mieli ostry kryzys to Narodowy Bank Polski może zacząć skupować polskie obligacje rządowe tak jak robił to Europejski bank Centralny w przypadku papierów włoskich czy greckich? To kolejna Pan ostra wypowiedz po tym jak nie wykluczył Pan wojny w konsekwencji kryzysu. Złośliwi nazwali ostatnią pana wypowiedz jako faux pas, krytycy jako nawoływanie do ataku spekulacyjnego na polskim rynku długu ...

Nie doceniłem tego, że obecnie mamy jeszcze poświąteczny sezon ogórkowy. Oczywiście taka sytuacja w żaden sposób Polsce nie grozi . Ale, skoro chcemy, aby swoboda EBC w tej sprawie była w pełni jasna (także dla niektórych z narodowych banków centralnych należących do euro) to nie możemy mówić, że w Polsce powinny obowiązywać inne zasady. Szczególnie, że zgodnie z prawem NBP może tak działać. Oczywiście taki ruch byłby wyłącznie autonomiczną decyzją banku centralnego, tak jak to jest  w przypadku EBC.

Pozostało 95% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację