Obniżenie oceny wiarygodności kredytowej Francji jest największym ciosem, jaki można było wyrządzić obecnemu prezydentowi Nicolasowi Sarkozyemu i jego politycznej formacji UMP. Cala ekonomiczna część kampanii była skupiona na podkreślaniu wiarygodności polityki gospodarczej tego kraju i utrzymaniu „arystokratycznego" ratingu AAA, zaś sam prezydent miał być gwarantem stabilnej sytuacji gospodarki,która nawet w kryzysie nie jest zagrożona. Jeśli chodzi o sprawę ratingu,rzeczywiście nie ma co dramatyzować. Rynki zamarły,kiedy w sierpniu swój najwyższy rating straciły Stany Zjednoczone a od tego czasu obsługa długu tego kraju staniała, a gospodarka zaczyna nabierać rozpędu.

We Francji rząd też nie dramatyzował,kiedy okazało się,że  groźby  obniżki ratingu  z początku grudnia zostały ostatecznie spełnione. Minister finansów, Philippe Baroin samą obniżkę określił jako „modyfikację" i zapewniał,że AAplus nadal jest fantastyczny.  Przypomniał,że Francja nie miała nadwyżki budżetowej od 1974 roku. Sam prezydent nie bardzo wiedział co powiedzieć.Obiecał,że przed końcem stycznia przedstawi problem przywrócenia całkowitej wiarygodności polityki gospodarczej rządu. I wyjechał za granicę na serię oficjalnych wizyt.

Francuscy socjaliści  nie mogli dostać w tej kampanii lepszego prezentu. W tym zachwycie jednak powinni się poważnie zastanowić co teraz mówią na tematy gospodarcze,żeby coraz  większymi szansami na wygraną w majowych wyborach nie spowodować we Francji prawdziwego kryzysu,z którego nie tylko ich kraj,ale i Europa nie podniosą się przez długie lata. I czy przypadkiem  protesty lewicowych związków zawodowych dezorganizujących życie Francuzów , zawsze popierane przez socjalistów,rzeczywiście są uzasadnione. Na razie związkowe hasła są jednocześnie hasłami wyborczymi lewicy. Cała nadzieja w tym,że mało która partia po wygranej pamięta co obiecywała swoim wyborcom.