W ostatnich tygodniach nasiliły się problemy z przesyłaniem rosyjskiego gazu na Zachód i południe Europy. Spadło ciśnienie pompowania rosyjskiego gazu m.in. do Polski oraz do Włoch i Słowacji. Następnie trudności odczuli wszyscy, którzy korzystają z południowego tranzytu. Przynajmniej w tym drugim wypadku, gdzie chodzi o tranzyt gazociągami ukraińskimi, przypomina to początki kryzysu gazowego z 2009 r., który był początkiem bezpośredniej kampanii Rosji na rzecz przejęcia tamtejszej infrastruktury przesyłu gazu. Gazprom w tym samym czasie dwukrotnie podejmował działania osłonowe, zapewniając o swojej wiarygodności wobec europejskich klientów. Usłyszeliśmy o ponadkontraktowych dostawach do Grecji oraz wzmożonych o 20 proc. dostawach gazociągiem jamalskim na Zachód.
Potrzebne polityczne rozwiązanie
Walka o sieć rurociągów gazowych na Ukrainie jest zagadnieniem politycznym, na które także UE musi znaleźć polityczne rozwiązanie. W przypadku Polski rynkowe środki zabezpieczania dostaw gazu w sytuacjach kryzysowych pierwszy raz pokazały swoją efektywność. Oprócz poszerzających się możliwości tłoczenia gazu w obu kierunkach (reverse-flow) oraz interkonektorów do Czech i Niemiec, były to transakcje zakupu gazu oparte na wirtualnym rewersie na gazociągu jamalskim, który nie byłby możliwy, gdyby nie z trudem wdrożony III pakiet liberalizacyjny, jaki nakazuje m.in. niezależne od producenta surowca zarządzanie siecią przesyłową. Rozwijanie fizycznej elastyczności sieci oraz utrzymanie prawnych ram zliberalizowanego rynku w naszym regionie urasta do rangi strategicznej. Łączna przepustowość alternatywnego wobec Rosji tranzytu gazu – interkonektor Lasów, gazociąg Morawia, wolne moce na gazociągu jamalskim i port LNG – będzie w 2014 r. sięgała 9,3 mld m sześc. gazu rocznie. To wielkości porównywalne z całym importem gazu do Polski (w 2010 r. 10 mld m sześc.). Ale by te możliwości były wykorzystane, rynek musi być otwarty i konkurencyjny – bez klauzul antyeksportowych, z dobrą podażą surowca, której nie będzie przeszkadzała monopolistyczna polityka głównego eksportera – Rosji.
W przypadku Polski rynkowe środki zabezpieczania dostaw gazu pokazały swoją efektywność
Wprowadzenie liberalnych zasad pakietu przynosi pozytywne efekty dla całego europejskiego rynku energii. Czyni go bardziej elastycznym, mniej podatnym na zaburzenia dostaw i bardziej konkurencyjnym. Budzi to bardzo nerwową reakcję Rosji i Gazpromu, który swoją pozycję wciąż chce budować na kontraktach długoterminowych, opartych na sztywnych mechanizmach cenowych i bezalternatywności dla rosyjskiego surowca i sieci przesyłowych. Efektem w krajach o słabo zdywersyfikowanych źródłach gazu, jak Polska, są wyższe ceny za gaz oraz odmowa renegocjacji ich wysokości przez Gazprom na warunkach analogicznych, jakie oferuje się firmom w Niemczech czy we Włoszech. Sprawa jest obecnie przedmiotem postępowania arbitrażowego między Gazpromem a PGNiG w Sztokholmie. Gdyby prorynkowe racje PGNiG zyskały zrozumienie, zrobilibyśmy spory krok ku bardziej konkurencyjnemu rynkowi, oszczędności naszego przemysłu na rachunkach za gaz sięgałyby setek milionów euro.
Liberalizacja rynku gazu w Unii Europejskiej jest strategicznym problemem dla Gazpromu, którego nie tylko aktualna pozycja rynkowa, ale i przyszłe projekty, na czele z gazociągiem South Stream na Morzu Czarnym, nie zakładają rynkowej rywalizacji na zróżnicowanym rynku. Dlatego od ponad roku trwa wzmożona kampania Rosji i Gazpromu w Brukseli, by skutki wdrożenia pakietu zlikwidować.