Gdyby Grecja zbankrutowała...

Grec­ki spek­takl trwa w naj­lep­sze. Kraj uzy­sku­je no­we tran­sze po­mo­cy MFW i stre­fy eu­ro – a jed­no­cze­śnie brnie w co­raz bar­dziej tra­gicz­ne za­ła­ma­nie go­spo­dar­cze i wie­lo­let­nią re­ce­sję

Publikacja: 02.03.2012 02:41

Gdyby Grecja zbankrutowała...

Foto: ROL

Red

Uni­ka ban­kruc­twa – a jed­no­cze­śnie zmie­nia się w po­le bi­twy mię­dzy dą­żą­cym za wszel­ką ce­nę do po­ro­zu­mie­nia z wie­rzy­cie­la­mi rzą­dem a de­mon­stru­ją­cy­mi na uli­cach obu­rzo­ny­mi Gre­ka­mi.

A co by się wła­ści­wie sta­ło, gdy­by Gre­cja  jed­no­stron­nie i bez po­ro­zu­mie­nia z part­ne­ra­mi ogło­si­ła, że nie ho­no­ru­je swo­ich dłu­gów? Ma­ło kto za­głę­bia się w ana­li­zę ta­kie­go sce­na­riu­sza, przyj­mu­jąc po pro­stu, że ozna­czał­by on dla kra­ju apo­ka­lip­tycz­ną ka­ta­stro­fę. I po czę­ści jest to ra­cja, choć wca­le nie mu­si zna­czyć, że peł­ne ban­kruc­two Gre­cji to ko­niec świa­ta.  Nie ma wąt­pli­wo­ści, że ban­kruc­two wy­wo­ła­ło­by na­tych­mia­sto­wy po­tężny kry­zys. Kto nie wie, jak mógł­by on wy­glą­dać – niech so­bie po pro­stu przy­po­mni Pol­skę z lat 1980 – 1982. Nasz kraj rów­nież wte­dy zban­kru­to­wał (choć ów­cze­sna ko­mu­ni­stycz­na pro­pa­gan­da wma­wia­ła oby­wa­te­lom, że kło­po­ty wy­ni­ka­ją ze straj­ków or­ga­ni­zo­wa­nych przez „So­li­dar­ność"). Ban­kruc­two ozna­cza­ło na­tych­mia­sto­we od­cię­cie od ja­kich­kol­wiek no­wych kre­dy­tów i ko­niecz­ność bły­ska­wicz­ne­go wy­pra­co­wa­nia nad­wyżki eks­por­to­wej. Efek­tem te­go sta­ły się pu­ste pół­ki skle­po­we, ro­sną­ce ce­ny, fa­bry­ki wstrzy­mu­ją­ce pro­duk­cję z bra­ku de­wiz na im­port kom­po­nen­tów, wresz­cie spa­dek PKB – łącz­nie w cią­gu czterech lat o oko­ło 23 proc. Mo­zol­ne wy­do­by­wa­nie się z tej za­pa­ści trwa­ło ko­lej­ne kil­ka lat, tak że ca­ła de­ka­da lat 80. oka­za­ła się de­ka­dą cał­ko­wi­cie stra­co­ną.

Oczy­wi­ście w przy­pad­ku Gre­cji spra­wy mia­ły­by się ina­czej, bo jest to w koń­cu go­spo­dar­ka ryn­ko­wa. Praw­do­po­dob­ną kon­se­kwen­cją ban­kruc­twa by­ło­by nie ty­le ogo­ło­ce­nie skle­po­wych półek, ile ra­czej wy­mu­szo­ny, na­tych­mia­sto­wy po­wrót do drach­my (bo tyl­ko dzię­ki te­mu, dru­ku­jąc wła­sny pie­niądz, rząd grec­ki był­by w sta­nie wy­pła­cać eme­ry­tu­ry i pen­sje urzęd­ni­kom). Nie­po­ha­mo­wa­ny druk pie­nię­dzy spo­wo­do­wał­by oczy­wi­ście wy­buch hi­per­in­fla­cji, któ­ra po­żar­ła­by re­al­ną war­tość ca­łe­go za­dłu­że­nia de­no­mi­no­wa­ne­go w drach­mach – za­rów­no rzą­do­we­go, jak i pry­wat­ne­go. W ten spo­sób oprócz oszczęd­no­ści in­we­sto­rów za­gra­nicz­nych prze­pa­dły­by rów­nież oszczęd­no­ści Gre­ków. Jednocześnie po­tężnie zde­wa­lu­owa­na drach­ma ob­ni­ży­ła­by ce­ny w grec­kich re­stau­ra­cjach i ta­wer­nach, na no­wo przy­cią­ga­jąc tu­ry­stów. Po kil­ku la­tach ostre­go kry­zy­su go­spo­dar­ka wró­ci­ła­by więc na ścieżkę wzro­stu, któ­rej to­wa­rzy­szy­ły­by jed­nak chro­nicz­na nie­sta­bil­ność wa­lu­ty i trud­ne do zmy­cia pięt­no ban­kru­ta.

Czy był­by to na pew­no naj­gor­szy sce­na­riusz dla Gre­cji? W koń­cu re­ali­zo­wa­ny już od trzech lat pro­gram oszczęd­no­ścio­wy, sta­no­wią­cy wa­ru­nek uzy­ska­nia po­mo­cy od stre­fy eu­ro, spo­wo­do­wał już spa­dek PKB o 12 proc. – z per­spek­ty­wą, że w ko­lej­nych la­tach pro­duk­cja bę­dzie wciąż spa­dać. Ban­kruc­twa wpraw­dzie for­mal­nie nie ma, ale Gre­cja i tak uwa­ża­na jest za ban­kru­ta. A co gor­sze, nie ma żad­ne­go po­my­słu na to, w ja­ki spo­sób, uży­wa­jąc eu­ro i nie mo­gąc zde­wa­lu­ować pie­nią­dza, przy­wró­cić kon­ku­ren­cyj­ność go­spo­dar­ki.

To chy­ba wszyst­ko nie ma sen­su. Gre­cja po­win­na jak naj­szyb­ciej, w po­ro­zu­mie­niu z part­ne­ra­mi z Unii, ogło­sić for­mal­ne ban­kruc­two i wy­stą­pić ze stre­fy eu­ro. Jed­no­cze­śnie kra­je stre­fy po­win­ny udzie­lić jej po­mo­cy w ce­lu zmi­ni­ma­li­zo­wa­nia kosz­tów ban­kruc­twa, a lwią część pie­nię­dzy to­pio­nych dziś w Gre­cji prze­zna­czyć na wspar­cie tych kra­jów, któ­re bę­dą w sta­nie swo­je dłu­gi spła­cić.

Ty­le że wy­ma­ga to pod­ję­cia śmia­łych de­cy­zji, a śmia­łość sta­ła się w Eu­ro­pie to­wa­rem bar­dzo de­fi­cy­to­wym.

Uni­ka ban­kruc­twa – a jed­no­cze­śnie zmie­nia się w po­le bi­twy mię­dzy dą­żą­cym za wszel­ką ce­nę do po­ro­zu­mie­nia z wie­rzy­cie­la­mi rzą­dem a de­mon­stru­ją­cy­mi na uli­cach obu­rzo­ny­mi Gre­ka­mi.

A co by się wła­ści­wie sta­ło, gdy­by Gre­cja  jed­no­stron­nie i bez po­ro­zu­mie­nia z part­ne­ra­mi ogło­si­ła, że nie ho­no­ru­je swo­ich dłu­gów? Ma­ło kto za­głę­bia się w ana­li­zę ta­kie­go sce­na­riu­sza, przyj­mu­jąc po pro­stu, że ozna­czał­by on dla kra­ju apo­ka­lip­tycz­ną ka­ta­stro­fę. I po czę­ści jest to ra­cja, choć wca­le nie mu­si zna­czyć, że peł­ne ban­kruc­two Gre­cji to ko­niec świa­ta.  Nie ma wąt­pli­wo­ści, że ban­kruc­two wy­wo­ła­ło­by na­tych­mia­sto­wy po­tężny kry­zys. Kto nie wie, jak mógł­by on wy­glą­dać – niech so­bie po pro­stu przy­po­mni Pol­skę z lat 1980 – 1982. Nasz kraj rów­nież wte­dy zban­kru­to­wał (choć ów­cze­sna ko­mu­ni­stycz­na pro­pa­gan­da wma­wia­ła oby­wa­te­lom, że kło­po­ty wy­ni­ka­ją ze straj­ków or­ga­ni­zo­wa­nych przez „So­li­dar­ność"). Ban­kruc­two ozna­cza­ło na­tych­mia­sto­we od­cię­cie od ja­kich­kol­wiek no­wych kre­dy­tów i ko­niecz­ność bły­ska­wicz­ne­go wy­pra­co­wa­nia nad­wyżki eks­por­to­wej. Efek­tem te­go sta­ły się pu­ste pół­ki skle­po­we, ro­sną­ce ce­ny, fa­bry­ki wstrzy­mu­ją­ce pro­duk­cję z bra­ku de­wiz na im­port kom­po­nen­tów, wresz­cie spa­dek PKB – łącz­nie w cią­gu czterech lat o oko­ło 23 proc. Mo­zol­ne wy­do­by­wa­nie się z tej za­pa­ści trwa­ło ko­lej­ne kil­ka lat, tak że ca­ła de­ka­da lat 80. oka­za­ła się de­ka­dą cał­ko­wi­cie stra­co­ną.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację
Materiał Promocyjny
Fundusze Europejskie stawiają na transport intermodalny