No wreszcie żyjemy w normalnym kraju, mógłby ktoś gorzko zażartować na temat dyskursu o wieku emerytalnym. Jest w Polsce tak jak wszędzie w Europie Zachodniej: nie ma zgody, są protesty, politycy się kłócą, a nawet padają pytania o stabilność koalicji rządzącej. Ale w tym wypadku „doszusowanie" do większości i normalności chyba jednak nie cieszy.
I zanim zaczniemy szykować argumenty na rzecz wydłużenia, lub zachowania obecnego wieku emerytalnego, na chwilę przenieśmy się w nieistniejący (jeszcze) świat przyszłości. Wyobraźmy sobie pracowników jakiekolwiek biura czy w hali produkcyjnej za trzydzieści lat... Coś Państwa dziwi? Nie? A średnia wieku pracowników? Dzisiaj sobie tego nie wyobrażamy, ale za trzydzieści lat większość z pracowników będzie miała pięćdziesiąt i więcej lat. I to nie tylko w firmach, które zachęcone pieniędzmi publicznymi, zrealizują programy dla pracowników 45+, ale wszędzie.
Młodych będzie znacznie mniej niż teraz. I to nawet jeśli staniemy się krajem bardziej otwartym na imigrantów. I to nawet jeśli natychmiast wprowadzimy zachęty dla młodych ludzi by zdecydowali się na posiadanie większych rodzin. I dopiero z takiej perspektywy: pomieszczenia gdzie większość ma ponad pół wieku zastanówmy się nad wydłużaniem wieku emerytalnego.
Część z nas natychmiast „prychnie" ze zniecierpliwieniem: a co nas to obchodzi, to będzie za dwadzieścia, trzydzieści lat? No właśnie, może o wydłużeniu wieku emerytalnego rozmawiać będziemy z perspektywy tych, którzy będą wówczas pracowali.