Wspomaganie z funduszy unijnych dużych firm od zawsze budziło opory Komisji Europejskiej.
Ale zgodziła się na to podczas trudnych negocjacji określających reguły unijnego budżetu pomocowego na lata 2007 – 2013. Wszystkie nasze programy, w tym ten wspierający inwestycje o dużym znaczeniu dla gospodarki, zostały zaakceptowane, klepnięte, oficjalnie zatwierdzone, koniec, kropka. Teraz komisyjni urzędnicy zmieniają jednak front i robią wszystko, by dotacji dużym firmom nie dać. Na swoją modłę interpretują zapisy (np. definicję innowacji), tworzą nowe normy i zasady (np. kiedy inwestycja jest zbyt zyskowna), które są znane tylko im, tak że trudno je nawet spełnić. To trochę tak, jak rodzic obiecuje dziecku: dostaniesz nagrodę, jeśli będziesz grzeczny.
Tyle że pojęcie „grzeczny" można rozciągać jak gumę z majtek – prawie w nieskończoność, i tak naprawdę od dobrej woli rodzica zależy, kiedy wymogi zostaną spełnione. Wszystko wskazuje na to, że tej dobrej woli Komisji Europejskiej po prostu brak. Można podejrzewać, że to efekt presji w strefie euro, by w ogóle ograniczać eurodotacje. Komisja już pracuje nad radykalnym zaostrzeniem polityki wobec firm w ramach funduszy na lata 2014 – 2020. I teraz miesza się jej przyszłość z teraźniejszością, zaczyna stosować nowe reguły do starych projektów. Gorzej, że od tej zmienności zależy też przyszłość dużych inwestycji ważnych dla naszej gospodarki. Wielkie firmy, potraktowane jak persona non grata, mogą zacząć nas omijać.