Czy grozi nam narodowy dramat, czyli 1 maja w piątek lub sobotę, a 3 w niedzielę lub poniedziałek, co w praktyce oznacza tylko nieco dłuższy od normalnego weekend? Czy też spełnia się scenariusz marzeń i 1 wypada we wtorek, a 3 w czwartek, co oznacza w praktyce cały wolny tydzień? Tak właśnie było w tym roku – i ze łzą w oku będziemy czekać przez długie sześć lat na to, by cudowny układ dni się powtórzył.
Jak zwykle, długi majowy weekend skłania do rozmyślań o czasie wolnym w gospodarce. Mamy zazwyczaj w dyskusji dwie zwalczające się frakcje. Z jednej strony związkowo-pracowniczą, twierdzącą, że krótsza praca i dodatkowe wolne dni zwiększają wydajność pracy i obniżają bezrobocie, a tym samym przyczyniają się do szybszego rozwoju gospodarczego i powszechnego szczęścia. A z drugiej – stronę pracodawców (zazwyczaj wspieraną przez ekonomistów), twierdzącą, że nadmiar wolnych dni dezorganizuje gospodarkę i obniża konkurencyjność, czyli zmniejsza wydajność pracy i podwyższa bezrobocie – przyczynia się do spowolnienia rozwoju gospodarczego i powszechnej frustracji.
Jak to zwykle w takich dyskusjach bywa, prawda jest gdzieś pośrodku. Oczywiście, że nadmiar wolnych dni, a zwłaszcza popularne w wielu krajach „mosty" łączące święta w długie weekendy, powodują nadmierny wzrost kosztów pracy. Wzrost kosztów pracy może obniżyć konkurencyjność i tempo rozwoju – ale bardziej prawdopodobne, że po prostu spowoduje zainwestowanie przez firmy w bardziej pracooszczędne maszyny i technologie. Miejsc pracy będzie więc mniej, a dochody ludzi nieco niższe. Ale jednocześnie ludzie ci dostaną więcej czasu wolnego, który też ma w ekonomii wartość.
W końcu nie wariujmy – najlepsze efekty gospodarcze teoretycznie osiągnęlibyśmy przy pracy przez sześć dni w tygodniu, powiedzmy po 16 godzin dziennie (zakładając, że wystarczyłoby nam na to sił). Pytanie tylko, co wtedy robilibyśmy z zarobionymi pieniędzmi, bo wydać ich nie mielibyśmy kiedy.
Nie ma więc wątpliwości, że musimy dokonać pewnego rozsądnego wyboru. Czas wolny jest oczywiście kosztownym luksusem – ale przecież w końcu po to zarabiamy pieniądze, aby nas było stać na różne formy luksusu. Jeśli wolimy krócej pracować, akceptując jednocześnie niższe zarobki, jest to nasz – czyli społeczeństwa – swobodny wybór.