Rozmyślania o wolnym czasie

Co roku, kiedy tylko minie sylwester i do rąk Polaków trafiają kalendarze na nowy rok, wszyscy otwierają odpowiednie strony i z niepokojem sprawdzają: jak się układa według dni tygodnia 1 i 3 maja?

Publikacja: 04.05.2012 03:02

Red

Czy grozi nam narodowy dramat, czyli 1 maja w piątek lub sobotę, a 3 w niedzielę lub poniedziałek, co w praktyce oznacza tylko nieco dłuższy od normalnego weekend? Czy też spełnia się scenariusz marzeń i 1 wypada we wtorek, a 3 w czwartek, co oznacza w praktyce cały wolny tydzień? Tak właśnie było w tym roku – i ze łzą w oku będziemy czekać przez długie sześć lat na to, by cudowny układ dni się powtórzył.

Jak zwykle, długi majowy weekend skłania do rozmyślań o czasie wolnym w gospodarce. Mamy zazwyczaj w dyskusji dwie zwalczające się frakcje. Z jednej strony związkowo-pracowniczą, twierdzącą, że krótsza praca i dodatkowe wolne dni zwiększają wydajność pracy i obniżają bezrobocie, a tym samym przyczyniają się do szybszego rozwoju gospodarczego i powszechnego szczęścia. A z drugiej – stronę pracodawców (zazwyczaj wspieraną przez ekonomistów), twierdzącą, że nadmiar wolnych dni dezorganizuje gospodarkę i obniża konkurencyjność, czyli zmniejsza wydajność pracy i podwyższa bezrobocie – przyczynia się do spowolnienia rozwoju gospodarczego i powszechnej frustracji.

Jak to zwykle w takich dyskusjach bywa, prawda jest gdzieś pośrodku. Oczywiście, że nadmiar wolnych dni, a zwłaszcza popularne w wielu krajach „mosty" łączące święta w długie weekendy, powodują nadmierny wzrost kosztów pracy. Wzrost kosztów pracy może obniżyć konkurencyjność i tempo rozwoju – ale bardziej prawdopodobne, że po prostu spowoduje zainwestowanie przez firmy w bardziej pracooszczędne maszyny i technologie. Miejsc pracy będzie więc mniej, a dochody ludzi nieco niższe. Ale jednocześnie ludzie ci dostaną więcej czasu wolnego, który też ma w ekonomii wartość.

W końcu nie wariujmy – najlepsze efekty gospodarcze teoretycznie osiągnęlibyśmy przy pracy przez sześć dni w tygodniu, powiedzmy po 16 godzin dziennie (zakładając, że wystarczyłoby nam na to sił). Pytanie tylko, co wtedy robilibyśmy z zarobionymi pieniędzmi, bo wydać ich nie mielibyśmy kiedy.

Nie ma więc wątpliwości, że musimy dokonać pewnego rozsądnego wyboru. Czas wolny jest oczywiście kosztownym luksusem – ale przecież w końcu po to zarabiamy pieniądze, aby nas było stać na różne formy luksusu. Jeśli wolimy krócej pracować, akceptując jednocześnie niższe zarobki, jest to nasz – czyli społeczeństwa – swobodny wybór.

Niestety, rzadko wybór ma charakter tak racjonalny. Francuzi byli przez cały miniony wiek światowymi liderami w zakresie skracania czasu pracy – jako pierwsi wprowadzili w 1934 r. powszechny dziś 40-godzinny, a w  2000 r. zaledwie 35-godzinny tydzień pracy. Teoretycznie nic w tym złego – w końcu Francuzi to rzeczywiście mistrzowie sztuki życia, którzy wiedzą, jak z tego dodatkowego czasu wolnego korzystać. Niestety, zamiast to docenić, popadli we frustrację. Wydajność francuskiego pracownika mierzona na godzinę pracy jest wyższa niż w USA, ale że Francuzów pracuje mniej, a ich tydzień pracy jest krótszy – płace są niższe, a bezrobocie wyższe (wbrew obietnicom skracających tydzień pracy socjalistów). Naród chciałby więc i zjeść ciastko (krócej pracować), i mieć ciastko (mieć wyższe dochody). A prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego, który całkiem rozsądnie proponował: „pracujcie więcej i zarabiajcie więcej", zapewne już za parę dni odsunie od władzy.

Bo niestety ludzie wolą pewnych oczywistych prawd i trudnych wyborów nie przyjmować do wiadomości. Nie tylko zresztą we Francji. Jak wskazuje dyskusja na temat zmian w systemie emerytalnym – w Polsce też.

Czy grozi nam narodowy dramat, czyli 1 maja w piątek lub sobotę, a 3 w niedzielę lub poniedziałek, co w praktyce oznacza tylko nieco dłuższy od normalnego weekend? Czy też spełnia się scenariusz marzeń i 1 wypada we wtorek, a 3 w czwartek, co oznacza w praktyce cały wolny tydzień? Tak właśnie było w tym roku – i ze łzą w oku będziemy czekać przez długie sześć lat na to, by cudowny układ dni się powtórzył.

Pozostało 86% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację