W dół poleciały notowania akcji i obligacji, a złoty spadł do najniższego poziomu od stycznia tego roku. Na świecie było podobnie. Wyprzedawano wszystko co wiązało się z jakimkolwiek ryzykiem. Nie możemy wprawdzie mówić o panice, ale skala wyprzedaży aktywów jest naprawdę duża.
Powód takiej postawy inwestorów jak zwykle znajduje się zagranicą. Znów Grecja, jedno z mniejszych państw strefy euro zatrzęsła światowymi finansami. Impas w tworzeniu nowego rządu w tym kraju sprawił, że na rynki powróciły obawy związane z ewentualnym wyjściem tego kraju ze strefy euro. Taka jest przynajmniej wymowa komentarzy ekspertów.
I jest w tym sporo prawdy, wszak niepewność jest największą zmorą inwestorów. Ale nie wszystkich. Ci najaktywniejsi potrafią na tym zarabiać. Być może zatem całe to zamieszanie wokół Grecji jest tylko pretekstem do „spuszczenia" rynków trochę niżej. Warto przypomnieć, że kwestie greckie były przez inwestorów już nie raz ćwiczone i praktycznie za każdym razem po krótkim tąpnięciu ceny szły w górę. Tak może być u tym razem.
Wracając na rodzime podwórko wydaje się, ze obecna przecena nie ma nic wspólnego z fundamentami. Te na tle innych europejskich państw wciąż wyglądają przyzwoicie. Fakt, że w minionym tygodniu RPP zdecydowała się na podwyżkę stóp procentowych wskazuje, że podstawy wzrostu gospodarczego są stabilne. Oczywiście podstawowym zadaniem RPP jest walka z inflacją, ale z pewnością to szacowne gremium podejmując decyzje z tyłu głowy miało też wzrost gospodarczy.